Czy wotum nieufności wobec rządu ma sens? „Mącenie w takich czasach to działanie na szkodę kraju”

(fot. Radio Gdańsk)

Pod koniec ubiegłego tygodnia pojawiła się propozycja ze strony Szymona Hołowni na temat konstruktywnego wotum w sprawie odwołania polskiego rządu. Czy jest sens, by w sytuacji, w jakiej jest Polska, składać takie wnioski? O tym w „Śniadaniu Polityków w Radiu Gdańsk” Jarosław Popek rozmawiał z Beatą Maciejewską (Nowa Lewica), Tomaszem Rakowskim (PiS), Sławomirem Rybickim (KO) i Aleksandrem Jankowskim (Solidarna Polska).

– Czy Lewica popiera działania, które mogą odsunąć PiS od władzy? Oczywiście tak. Wotum nieufności to jest jedno z takich działań. Nie będziemy przeszkadzać w tym, żeby partia Jarosława Kaczyńskiego skończyła rządzić w Polsce. Ale z drugiej strony wiemy, że na dzień dzisiejszy to Jarosław Kaczyński ma większość sejmową, więc ten gest jest tylko gestem. Poprawnym politycznie, bo mamy wiele zastrzeżeń do rządu Mateusza Morawieckiego, ale w tym momencie nie mamy większości. Jednak jeśli Szymon Hołownia czy Polska 2050 taki wniosek złożą, to będziemy go popierać – powiedziała Beata Maciejewska.

– To jest sytuacja, w której jakiś polityczny niebyt próbuje wrócić do gry i zgłasza wniosek, który nie ma żadnej racji bytu. A czasy są niespokojne. Mamy wojnę za wschodnią granicą, mamy kryzys energetyczny, inflację i szereg różnych innych rzeczy. Mącenie w takich czasach jest działaniem na szkodę państwa polskiego. Nie możemy ciągle bawić się w partyjne interesy, gdy bezpieczeństwo polskie jest zagrożone. A podnoszenie takich kwestii jest skrajną nieodpowiedzialnością i zabawą polityczną – ocenił Tomasz Rakowski.

– Każdy moment jest dobry, żeby pozbawić władzy rząd, który sobie nie radzi z podstawowymi sprawami dotyczącymi Polski. Prawem przedstawicieli opozycji jest stawianie wniosków o konstruktywne wotum nieufności. To zadanie pana Hołowni, żeby przekonać większość w Sejmie do takiego wotum, bo opozycja nie ma w Sejmie większości. To jest instrument demokracji w rękach opozycji – stwierdził Sławomir Rybicki.

– Patrząc na to, jak skonsolidował się obóz polityczny u naszych wschodnich sąsiadów, na Ukrainie, w obliczu tego konfliktu, przyznam, że w sercu mam trochę zazdrość i podziw do tego, jakie tam są świadome elity, nawet opozycyjne. Bo pamiętajmy, że przed wojną ich parlament też był mocno podzielony. My jako Rzeczpospolita Polska również jesteśmy w stanie quasi-wojny z Federacją Rosyjską i niestety mamy taką obawę, że gdyby przyszło co do czego i czołgi rosyjskie oraz desantowce atakowałyby Warszawę, to polska opozycja zajmowałaby się nie tym, jak wesprzeć rząd w walce z okupantem, tylko tym, czy amunicja, która trafia na front, nie była przypadkiem wyprodukowana, bo córka prezesa kiedyś spotkała się z kuzynem ministra obrony narodowej i teraz trzeba powołać komisję sejmową, by tę ważną sprawę zbadać. Gdyby rząd Zjednoczonej Prawicy miał parlamentarzystów, którym miłość do ojczyzny i jej dobro nie leży na sercu, może warto by było pozwolić opozycji, żeby to wotum dokonać i zobaczyć, jak szybko się rozpada właśnie przez to, że nie mają lidera, że nie są w stanie dojść do konsensusu, bo to jest konsensus tylko i wyłącznie z nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski. Nic innego ich nie łączy – podsumował Aleksander Jankowski.

am

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj