Było słabsze, dużo słabsze niż dzisiaj, zdecydowanie bardziej pożywne i miało inną konsystencję. Obowiązywały też pewne zasady związane z jego sprzedażą, a jego amatorami byli flisacy spławiający zboże do Gdańska przez Tczew. Nie poznalibyśmy dawnego piwa i zapewne „zupa chmielowa” nie przypadłaby nam do gustu. Z biegiem stuleci trochę się to zmieniło. O piwie w „Tajemnicach Pomorza” i o tczewskim browarnictwie, podobno tak dobrym, że równało się gdańskiemu, opowiedział badacz dziejów Kociewia Łukasz Brządkowski.
– Mogli oczywiście pić wodę, tylko z piciem wody wiązały się bardzo poważne ryzyka. Woda była bardzo często pobierana z jezior, z rzek, często była z takich studni dosyć płytko wykopanych, no i my teraz, ludzie XXI wieku, a nawet już ludzie XIX wieku, wiedzieli o tym, że zanieczyszczona woda powoduje choroby. Najsłynniejszą chorobą była cholera, choroba, która właśnie spowodowana była przez spożywanie brudnej wody. Jak można było tę wodę zabezpieczyć? Oczywiście, teraz wiemy, że wystarczy gotować wodę, ale też nie zawsze, to musi być minimum dziesięć minut porządnego gotowania wody, żeby te wszystkie bakterie uległy likwidacji. Kiedyś zauważono, że jeżeli się przygotuje wodę w odpowiedni sposób, albo wodę wykorzysta się do tworzenia innego napoju, to ten napój nie dość, że będzie odżywczy, że będzie smaczny, to jeszcze będzie w miarę bezpieczny. Tutaj wracamy do takiego bardzo popularnego trunku, który oczywiście nazywa się piwo – wyjaśnił badacz.
Posłuchaj całej audycji:
Daniel Wojciechowski/kł