11-letnia Nadia, która mieszka w małej miejscowości pod Gdańskiem, zostaje porwana i uprowadzona w Bieszczady. Tak zaczyna się najnowsza, czternasta już powieść Małgorzaty Wardy.
Gdyńska pisarka, która w swe książki zawsze wplata problemy społeczne, już nie pierwszy raz opisuje zaginięcie osoby. – Temat porwań jest mi bliski, od kiedy usłyszałam historię uwolnienia się Nataschy Kampusch – wyjaśnia Małgorzata Warda. Przyznaje, że ten temat ją przeraża, więc oswaja go pisząc książki.
Tym razem skupia się na relacji między porywaczem i porwaną przez niego dziewczynką. – Oni są zupełnie sami, skazani na siebie. Kiedy człowiek tak bardzo dobrze pozna drugiego człowieka, to nie tylko buduje się między nimi więź. Stają się dla siebie całym światem – mówi w audycji autorka „Dziewczyny z gór”.
W rozmowie z Marzeną Bakowską przyznaje, że po raz pierwszy narratorką uczyniła porwaną 11-latkę. – Bałam się wejść w ciało porwanej. Ale w końcu (po napisaniu kilku powieści – przyp. red.) poczułam, że dojrzałam dojrzałam do tego i założyłam ciało Nadii.
Małgorzata Warda opowiada o kulisach powstawania powieści. Zdradza jak przygotowywała się do skonstruowania fabuły, która jest inspirowana różnymi prawdziwymi wydarzeniami.