We Włoszech zakochana jestem od dawna. Podobnie jak we włoskiej kuchni, a wiadomo że najlepiej mówi się o tym co się kocha. Stąd pomysł na zabranie Państwa do jednej z lepszych, mym zdaniem, włoskich restauracji w Trójmieście.
Typów mam kilka. Jednak ostatecznie, z różnych względów, trafiło na gdyńskie Barbaresco. Nie byliśmy tam od kilku miesięcy, po pierwsze, bo remont, po drugie jakoś nie było nam po drodze. Zresztą, mamy kilka swoich ulubionych, sprawdzonych knajpek, jednak paradoksalnie rzadko do nich zaglądamy. Dlaczego? Staramy się jak najczęściej odwiedzać nowe miejsca, próbować innych kuchni, a te sprawdzone zostawiamy sobie na wyjątkowe okazje.
Wracając do Barbaresco, w pierwszej chwili myśleliśmy, że pomyliliśmy adres. Jednak po drugim przejeździe ulicą Świętojańską upewniliśmy się, że nie ma mowy o pomyłce. Okna i drzwi zaklejone folią, a na nich kartki o poszukiwaniu kucharzy, kelnerów i kelnerek opatrzone inną już nazwą restauracji. Strona internetowa w przebudowie, na facebooku od kwietnia informacja o remoncie. Co się stało? Nie wiem, ale bardzo mi szkoda tej straty na kulinarnej mapie Gdyni.
Dlaczego Trattoria, nie Ristorante?
Zacznijmy od początku. Czym jest trattoria? Dotychczas najlepsza Trattoria, w jakiej miałam okazję jadać znajdowała się w mediolańskiej dzielnicy artystów. W porównaniu do restauracji włoskie trattorie są mniej eleganckie i często prowadzone przez rodziny. Powinny serwować dania proste, lecz w obfitych porcjach i niskich cenach.
Włoskie knajpki mają to do siebie, że witają nas nie za progiem, a długo, długo przed. Jeśli nie ogródkiem, to dużą ilością kwiatów, z daleka cieszących oko. Tak jest w A Modo Mio. Zadaszony ogródek, mnóstwo kwiatów, włoska flaga. Aż chce się wejść!
Wchodzimy! Wystrój jest prosty, nowoczesny i typowo włoski. Na ścianach wiszą tablice z dumą włoskiej architektury. Proste, drewniane stoły zdobią charakterystyczne serwetki w czerwoną kratkę. Oprócz krzeseł możemy usiąść również na ławach przy ścianach, które ozdobione są poduchami w kolorach włoskiej flagi. Zdecydowanie są to kolory dominujące w tym miejscu. Dodają klimatu i świetnie komponują się z całym wnętrzem. Co jeszcze zwraca moją uwagę? Bar suto zastawiony świeżymi owocami, pomidorami i bazylią oraz zdjęcie na ścianie z tym, co każdy turysta we Włoszech zauważy. Maleńkie samochody i skutery to kwintesencja podróż po włoskich miasteczkach. Zawsze zwraca moją uwagę.
Kuchnia z pasją, czy tylko biznes?
We Włoszech gotowanie to sztuka. Stąd kiedy wchodząc do włoskiej restauracji w kuchni widzę rodowitych Włochów, wiem, że na 80% będzie dobrze!
Tutaj towarzystwo jest mieszane. Kelnerki to dwie przemiłe Polki Kasia i Natalia, a właściciele to polsko-włoska para. gdynianka Katarzyna oraz prosto z Napoli Ciro. Pan Ciro gotuje nie sam, bo gotują tu też inni włosi. Pani Katarzyna również jest obecna w restauracji. Pomaga, obsługuje gości, ale nie sama, bo w towarzystwie uroczej córeczki Gabrielli. Gabriellę poznajemy już przy wejściu, kiedy to tłumaczy nam o co chodzi z rezerwacjami przy stolikach. Dziewczynka ewidentnie ma dryg do bycia przyszłym restauratorem – dopytuje gości czy zamówienie zostało przyjęte, dogląda czy talerze zostały zebrane i wydaje okrzyki radości, gdy ktoś deklaruje zapłatę kartą i może podejść do niego z terminalem. Pan Ciro gotuje, jednak bardzo często pojawia się na sali. Pyta czy smakowało, a kiedy widzi niedojedzone danie zmartwiony pyta dlaczego, może coś było nie tak? Widać, że gotowanie to jego pasja, a to miejsce spełnienie marzeń. Rodzinne? Zdecydowanie, jak na włoską Trattorie przystało.
Czas coś zjeść!
Menu, niespodziewanie, jest bardzo bogate: tradycyjnie pizze i pasty, ale i ogrom przystawek (mniejszych i większych), deserów i dań nazwanych „daniami drugimi”. Spośród tych ostatnich do wyboru mamy krewetki, kalmary, ryby, befsztyki, grillowaną jagnięcinę i dużo, dużo innych. Menu w całości dostępne jest na stronie internetowej knajpki.
Nasze główne dania to tradycyjnie makaron i pizza. Jesteśmy już bardzo głodni, więc zaczynamy od lekkiej przystawki. Zamawiamy MELONE CON PROSCIUTTO E RUCOLA, czyli plastry melona, owinięte szynką parmeńską, podane na rucoli. Niestety na zdjęciu widoczny malutki fragment. Takie z nas łasuchy, że o sfotografowaniu przypominamy sobie przy końcu. Przystawka sama w sobie może nie jest skomplikowana w przygotowaniu, jednak połączenie smaków obłędne! Słodki melon w towarzystwie dobrze wysuszonej szynki parmeńskiej i pikantnej, lekko gorzkawej rucoli smakuje naprawdę wybornie. O dobrego melona i prawdziwą rucolę w Polsce ciężko, a tutaj wszystko smakuje jak należy. Jeszcze przed zamówioną przystawką zostaje nam podana bagietka oraz ocet balsamiczny i dwa rodzaje oliwy: tradycyjna i chili. Chili jest naszym nowym kuchennym niezbędnikiem. Koniecznie musimy taką zakupić!
Jeszcze przed zamówieniem każdy z gości na talerzyku otrzymuje dwie niepozorne kuleczki. Niepozorne, a przepyszne! Są zrobione z ciasta przypominającego te, z którego robimy pączki. Jest słonawe z kawałkami bakłażana w środku. Maleńkie, a cieszy i oko, i kubki smakowe.
Na danie główne zamawiamy pizzę. Moja ulubiona to połączenie rucoli i szynki parmeńskiej, czyli pizza PARMA. Ciasto jest cienkie, lekko chrupiące i sztywne, nieprzemoknięte sosem. Z dodatków, oprócz wyżej wymienionych, są również pomidorki koktajlowe i w dość dużych kawałkach parmezan. Ser zachwyca, bo nie jest przesuszony, ciągle posiada swój aromat i idealną lekko grudkowatą konsystencję. Całość? Tak jak lubię! Mniam!
Kolejne danie to pasta BUCATINI ALLA MATRICIANA, czyli makaron spaghetti z boczkiem, pomidorkami koktajlowymi, pietruszką i cebulą. Porcją dzielimy się na dwie osoby. W daniu nie brakuje przypraw, makaron jest idealnie al dente. Całość poprawna, jednak niekoniecznie w moim guście, trochę za kwaśna. Moja niedojedzona porcja bardzo martwi właściciela. Od razu oferuje, że przygotuje dla mnie coś innego. To bardzo miłe i rzadko spotykane. W tym miejscu z pewnością szanuje się klienta i dba o to by wszystkie jego zmysły były zachwycone. Nie korzystam z propozycji zmiany dania. Jestem najedzona, więc zamawiamy jeszcze tylko deser.
Deser to PANNA COTTA. Do wyboru mamy sos malinowy, truskawkowy i czekoladowy. Właściciel poleca pierwszy i ma rację. Sos był obłędnie pyszny. Nie wiem jak to możliwe, że połączenie śmietanki i żelatyny smakuje tak cudownie. Jesteśmy oczarowani i postanawiamy podczas naszej wrześniowej podróży do Włoch codziennie próbować tego deseru z nadzieją, że będzie tak samo pyszny!
Małe Włochy w centrum Gdyni?
Na pewno! Oprócz typowej kuchni zaznamy tutaj również słynnej włoskiej gościnności i rodzinnej atmosfery. W Trattoria A Modo Mio zadbano o każdy szczegół. Do dań otrzymujemy dwa noże: tradycyjny i drugi z ząbkami, aby bez problemu poradzić sobie z bokami pizzy. Niby nic, a jednak często w restauracjach „piłujemy” pizzę tępym nożem, aż w końcu decydujemy się ją po prostu rwać. A ceny? Nie są wygórowane. Pizze i makarony kosztują mniej więcej od 18-35 złotych, za deser i przystawkę płacimy po 12,50 zł. Czyli tyle, ile za dobre, włoskie jedzenie z dobrych półproduktów powinno się płacić. Moja połowa makaronu, którego nie zjadłam nie zostaje nam przez obsługę wliczona w rachunek. Nie musieliśmy się o to prosić, tam po prostu tak jest!
Wielki ukłon w stronę Pani Katarzyny i Pana Ciro za kuchnię, atmosferę oraz bycie, po prostu, restauratorami z sercem!
Zapraszam Państwa do odwiedzenia tego miejsca w Gdyni przy ulicy Władysława IV 11, naprawdę warto!
Uwaga! Restauracja oferuje też pizzę na dowóz!
Co dalej?
Na weekend wybieram się do Malborka. Może ktoś z Państwa poleci mi dobrą restaurację w tym mieście lub po drodze z Trójmiasta? A może wiecie Państwo gdzie można zjeść dobre przegrzebki? Czekam na wieści. Zapraszam do kontaktu przez tester@radio.gdansk.pl . Pozdrawiam!