Minął miesiąc mojej pracy jako Testera Kulinarnego. Przybyło nowych doświadczeń, a i pewnie kilogramów (dopóki pracuję postanawiam tego nie sprawdzać). W związku z tym postanowiłam odwiedzić restaurację z typowo dietetycznym jedzeniem. Tym razem nie zabrałam ze sobą Roberta- to typowo „babska” uczta, więc pojechały ze mną koleżanki. Niestety nie miałyśmy szczęścia, restauracja jest malutka i wszystkie stoliki były zajęte.
Trudno, trzeba było zmienić plan. Tym razem postanowiłam postawić na coś bliższego mojemu miejscu zamieszkania, czyli Oliwę, a jednocześnie coś sprawdzonego.
Restauracja „Rucola” to miejsce, o którym słyszałam niesamowicie dużo pozytywnych opinii, z różnych źródeł.
Nastawiałam się na kuchnię typowo włoską, jednak okazuje się, że (jak sama nazwa wskazuje „kuchnia bez granic”) w Rucoli zjeść możemy potrawy z różnych zakątków świata.
Zaczynając od greckiej mussaki, przez marokańskie tażin, po włoską pizzę. Wybór jest ogromny, wiele nazw brzmi kusząco i ostatecznie decydujemy się na kulinarny „misz–masz”.
Kelnerka kusi nas ogórkowym chłodnikiem (podobno każdego dnia chłodnik jest o innym smaku, więc warto pytać), jednak decydujemy się na słoneczną zupę grecką cytryną pachnącą. Zupa rzeczywiście pachniała cytryną a i można było z niej wyłowić żółciutkie krążki. Oprócz tego zawierała dużą ilość selera naciowego, sałaty lodowej oraz tego co tygryski lubią najbardziej – kurczaka.
Każda zupa, czy też krem zawierający kawałki kurczaka trafia w moje kubki smakowe. Tak też było tym razem. Koszt zupy to 12 złotych, czyli nie dużo za dosyć sporą porcję.
Jako kolejne danie na stół trafia (również grecka) mussaka. Danie wygląda niepozornie, miseczka jest niewielka, a koszt wydawałby się dość duży (28 złotych). Jestem zawiedziona.
Dopiero po kilku kęsach spostrzegam jak bardzo mylna była moja pierwsza opinia. Porcja nie jest ogromna, jednak bardzo syta.
Jedna osoba spokojnie mogłaby zakończyć ucztę na tym daniu. Mussaka oprócz bakłażana i dobrze przyprawionego mięsa mielonego zawiera również paprykę, ziemniaki, a na górze roztopiony ser.
Podawana jest prosto z pieca, dlatego trzeba uważać by nie poparzyć się miseczką. Mussakę uwielbiam i tym razem również bardzo mi smakuje.
Ostatnim daniem, które otrzymujemy jest pizza. Można wybrać typowo włoską oraz wersję „po polsku”. Różnią się one przede wszystkim grubością ciasta, ale również składnikami. Jak zawsze miałam ochotę wybrać typowo włoską z rucolą i szynką parmeńską, jednak postanowiłam spróbować czegoś innego. Tym razem zamówiłam bardziej polską pizzę z kurczakiem w curry i ananasem.
Pizza jest naprawdę duża (43cm) i dzielimy się nią na trzy. Ciasto jest lekko suche, więc wspomagamy się robionym na miejscu sosem pomidorowym z bazylią. W takim połączeniu smakuje świetnie, najadamy się do syta i płacimy za nią 42zł.
Warto zwrócić uwagę na to, że ceny pizzy (niezależnie czy wybieramy pizzę typowo włoską czy nie) są w podobnych cenach jak w większości pizzerii.
Te wspaniałe smaki to zasługa przede wszystkim szefowej kuchni Julii Cybulskiej. Kuchnia w Rucoli jest jej królestwem od 8 lat.
W doborze smaków, poszukiwaniu inspiracji pomaga jej również sam szef pan Tomasz, a pozostałą część zgranej, kuchennej załogi stanowią panowie Arek i Grzegorz.
Skoro już o obsłudze mowa, warto zauważyć ze wszyscy są tam bardzo pozytywni.
Uśmiechnięci, energiczni, aż miło popatrzeć!
A jak tam trafić, po zapachu?
Restauracja znajduje się na ulicy Abrahama 15 A w Gdańsku Oliwie. Miejsce na uboczu, z dala od głównych ulic czy centrów handlowych. Skąd więc taki sukces i liczni goście? Rucola to dla mnie idealny przykład na to, że wystarczy wyśmienita kuchnia oraz miła atmosfera aby restauracja obroniła się na rynku.
Reklama jest niepotrzebna, wystarczy poczta pantoflowa. Swoją wyśmienitą kuchnią Rucola broni się już 9 lat! Po licznych komentarzach na forach internetowych, widać że ma swoich stałych klientów, a w ich szeregach znajduje się mnóstwo sław. W restauracji znajduje się też Księga Pamiątkowa. Warto do niej zajrzeć, bo zawiera historię tego miejsca – od wycinków z gazet z informacją o otwarciu, po najnowsze wydarzenia.
Do knajpy przyciąga również wnętrze. Podobnie jak dania w karcie, tak i elementy wystroju pochodzą z różnych zakątków świata. Jest bardzo przytulnie, zarówno w środku jak i w „ogródku” mnóstwo jest orientalnych dodatków. W „ogródku” piszę w cudzysłowie nie przez przypadek.
To nie jest typowy, restauracyjny ogródek gdzie stoły na zewnątrz po prostu otoczone są płotkiem. Tutaj całość zaaranżowana jest tak, aby przechodnie nie zaglądali gościom w talerze. Są tam wygodne fotele, kanapy, zasłonki oddzielające poszczególne partie i mnóstwo dodatków tworzących niepowtarzalny klimat.
Mój ulubiony dodatek to świecznik znajdujący się na barze. Zarówno on, jak i wosk którym jest oblany pamięta początki Rucoli, aż do dnia dzisiejszego. Piękna pamiątka, która zmienia się i „starzeje” wraz z restauracją.
Jestem pewna, że wielu z Państwa odwiedziło już Rucolę. Jak wrażenia, czy macie Państwo swoje ulubione smaki?
Ja z pewnością chętnie wrócę tam jeszcze nie raz i Państwa również zapraszam na randkę, spotkanie z przyjaciółmi, rodzinne imprezy… to jest miejsce dla wszystkich!
Sprawdź restaurację w Katalogu Firm Radia Gdańsk