Hobby i marzenia „Grega” Wróblewskiego

Ludzie mają różne pomysły. Czasem, z pozoru, zaskakująco dziwne. Na przykład pewien mieszkaniec dalekich Moraw bardzo chce zamieszkać w Sopocie. Obok napływowych gwiazd kultury, biznesu i polityki oraz różnych innych celebrytów pojawiłaby się więc nowa osoba ze swą wielką rodziną: czeską żoną, czteroletnim synkiem, dwoma psami: bernardynem Otikiem i Elzą wilczarzem irlandzkim, baranem Beny i kucykiem Matyldą. Ta idea fix, by osiąść w Polsce ma swoje źródło. Grzegorz Witold Wróblewski był przed laty jednym z tych, którzy walczyli o przywrócenie wyścigów konnych na sopockich torach. I nadal pochłania go ta myśl, z którą zresztą miastu jak najbardziej po drodze.

Póki co zaś skierował pasje na sukcesy treningowe. Dyskontował je najpierw po drugiej stronie Bałtyku, później w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, we Włoszech i Szwajcarii, a od czterech lat u naszych południowych sąsiadów.

Najbardziej spektakularne podsumowanie ponad trzydziestoletnich doświadczeń nastąpiło jednak w minioną niedzielę. Podczas 123. Wielkiej Pardubickiej, zwycięstwo odniosła trenowana przez niego 11-letnia klacz Orphe des Blins. Powtórzyła sukces sprzed roku, a „Greg” Wróblewski stał się pierwszym Polakiem, który jako trener wygrał jedną z najbardziej prestiżowych i najtrudniejszych gonitw z przeszkodami na świecie. I to już po raz wtóry!

– Niektórzy trenerzy czekają na to całe życie – mówił szczęśliwy dziennikarzom.

Zwycięska klacz pochodzi z hodowli francuskiej, trenowana jest w czeskiej stajni DS. Pegas, a dosiada ją czeski dżokej. Z „rutynowych” nagród pucharowych i finansowych zdobywczyni pierwszego miejsca najbardziej przypadły do smaku oczywiście jabłka i marchew, których jej tego dnia szczególnie nie żałowano. Ale syci chwały byli wszyscy, bo niedzielny tryumf stanowił również wspaniały prezent urodzinowy dla małżonki „Grega”, Ivany Porkátovej, która jest także dżokejką i trenerką.

Wrócili do miejscowości Zhoř, gdzie trener Wróblewski wraz z rodziną mieszka w nowoczesnym centrum hodowlanym i treningowym koni wyścigowych DS Pegas. Czy porzuci komfortowe warunki, jakie ma obecnie w Czechach, by szukać nowych wyzwań, tak jak kiedyś zrezygnował z pracy u właściciela klubu Manchester City, dla którego trenował konie arabskie?

G. Wróblewski w jednym z wywiadów powiedział, że marzy o wygraniu Grand National w Liverpoolu. I dziś także nie odżegnuje się od tej myśli. Ale przede wszystkim pierwszoplanowe jest dla niego wyjście naprzeciw temu, co było, jest i powinno być wizytówką Wybrzeża.

– Skoro w Szwecji wyścigi odbywają się przez cały rok, u nas jest to też możliwe i nawet bez wielkich nakładów inwestycyjnych – usłyszałem od G. Wróblewskiego, pytając go o przyszłość.

Rzecz więc w tym, co zawiera się w idei przywrócenia nazwie „Sopot Wyścigi” jej dawnego, rzeczywistego znaczenia. A najważniejsze jest to, że nie tylko „Greg” chce, by znowu było to miejsce spotkań najszybszych koni, z ich najbardziej zagorzałymi wielbicielami.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj