Od gier wojennych do gier stolikowych

Proza życia rzadko idealnie współgra z poezją tradycji. W poniedziałek, gdy u nas trwało w najlepsze Polsko-Rosyjskie Forum Turystyczne, u nich akurat obchodzono Dzień Jedności Narodowej. Świętuje się wtedy odbicie polskim wojskom moskiewskiego Kremla w 1612 roku. Także tego dnia, gdy tam demonstrowali nacjonaliści, w Gdańsku zachęcano do sąsiedzkich odwiedzin gości z każdego zakątka ojczyzny Wielkiego Brata. I Sąsiada. Organizatorzy imprezy starali się jednak odseparować biznes od polityki. Do tego stopnia, że przez chwilę nawet zawisło w próżni pytanie red. Kazimierza Netki o widoki na udostępnienie Mierzei Wiślanej wszystkim beneficjantom małego ruchu granicznego. (Pracowaliśmy razem w paru gazetach i wiem, że jak Kazio zabiera głos, to z sensem.)

Jednak zarówno, konsul generalny Alexander Karachevtsev, jak i marszałek Mieczysław Struk stanęli na wysokości zadania. Zapewnili, jak jeden mąż, że dokładają daleko idących starań. Z tym, że pan Karachevtsev dopiero ostatnio. Do niedawna pełnił bowiem w Monachium podobne obowiązki, jak teraz w Gdańsku.

Jednak w przestronnym pomieszczeniu, gdzie prowadzono tzw. rozmowy stolikowe okazało się, że furda tam biurokratyczne problemy, czy bariery. Liczy się wspólnota języków i interesów. Zresztą najlepszym i najbardziej kompetentnym przewodnikiem po tym terytorium był Andrzej Sierakowski. Nie tylko z racji bycia długoletnim szefem placówki Polskiej Organizacji Turystycznej w Moskwie i – przez trzy kadencje – liderem Stowarzyszenia Przedstawicieli Narodowych Organizacji Turystycznych (ANTOR) w stolicy Rosji oraz laureatem prestiżowej nagrody „Człowieka roku w turystyce rosyjskiej”. Dla niego nie było kłopotliwych pytań. Nawet takich: „jak w tej masie ludzi wypatrzyć kogoś naprawdę niezwykłego?!”.

blog38 stolika 013Bez chwili wahania wskazał przedstawicielki biur podróży z Sachalina. Wyspy do tego stopnia od nas odległej, że tamtejsi mieszkańcy podróżują po samochody do Japonii, tak jak kaliningradzki people do naszych supermarketów. Dlatego Zhanna Nazarenko musiała spędzić najpierw 10 godzin w samolocie do Moskwy, a stamtąd kolejne dwie godziny w maszynie do Kaliningradu. Dalej zaś żabi skok i już była wśród siedemdziesięciu innych rosyjskich touroperatorów i ich 120 polskich kontrahentów. Z ręką na sercu mogła ich też zapewniać, że możliwości przyjazdu grup turystycznych z wyspy na Oceanie Spokojnym do Polski mieści się w granicach ludzkiej wyobraźni i zdrowego rozsądku. Z prostego powodu. Mieszkańcom Sachalina w umowach o pracę gwarantuje się raz w roku darmowy przejazd wraz z dzieckiem do dowolnie wybranej granicy Rosji. To zaś, najczęściej, stanowi największy koszt urlopu zagranicą. Więc korzystają i może, gdy już do nas trafią, zatrzymają się np. w gdańskim Domu Aktora? Jego dyrektor Zdzisław Miodowski przyłączył się do rozmowy (na zdjęciu) i zostawił folderek z wizytówką. – Byle nie na Sylwestra i Nowy Rok – zastrzegł – Wszystkie miejsca zarezerwowali już goście z Kaliningradu.

To między innymi zasługa Iriny Litvinowich, wspaniałej orędowniczki wycieczek do Polski. Nie trzeba jej zresztą specjalnie przedstawiać. – Ona i jej agencja „Seasons” od wielu lat korzysta z możliwości poznawania Polski, ekspediowania do nas turystów i przyjmowania naszych grup – potwierdza Wiesław Niechwiedowicz z firmy „Holidays”. – Nie żałuje na to ani czasu, ani środków.

Nie brakowało też debiutantów. Wśród nich był Alla Vitol z Gatczyny w obwodzie leningradzkim. Należy do tych szczęśliwców, których rosyjska organizacja turystyczna, spośród blisko dwustu chętnych, wytypowała do udziału w forum. Jest pełna entuzjazmu i wiary, że „gry stolikowe”, w których teraz uczestniczy będą dwustronne. Że Polacy, odwiedzający piękny Petersburg trafią też do miasta, którego historyczna część znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj