W obsypanym nagrodami filmie „Motór” tytułową maszynę tatuują na plecach pasjonatowi motocykli – Tęgiemu, którego gra Sebastian Nietupski. Mija kilka lat i oto widzimy go, jak siedzi naprzeciw profesora Henryka Krawczyka, rektora Politechniki Gdańskiej. W zupełnie innej roli. Jest teraz znanym, poważanym i cenionym przedsiębiorcą, a zarazem prezesem Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych – POLSKIE JACHTY. Wszystko zaś dzieje się naprawdę; panowie podpisują list intencyjny o współpracy obu instytucji.
Symbolem jest, widoczne na zdjęciu, zestawienie statku – „taniego” drobnicowca z jachtem – drogą „drobnicą”. Chyba najbardziej rzucającym się w oczy symbolem przemian, przed jakimi stoi uczelnia, studenci i naukowcy Wydziału Oceanotechniki i Okrętownictwa PG.
Wysoką frekwencję w szczelnie wypełnionym Audytorium Sipowicza tłumaczył fakt, że porozumienie wiąże się ściśle z ideą realizowanego obecnie projektu „Inżynier Przyszłości”, który bez współpracy z przemysłem nie ma szans.
Dlatego opisują go na różne sposoby: dobrym słowem prorektora ds. kształcenia, profesora Marek Dzidy i dziekana prof. Janusza Kozaka oraz prezentacją tego, co potrafi przeistoczyć się w kosztowne cacka wysiłkiem 900 firm, rozlokowanych głównie na północy kraju.
Wszystkich jednak przebija doktor Jan Młynarczyk, kładąc na mównicy kilka opasłych tomów. To jedynie skromna reprezentacja ok. 200 prac dyplomowych (w tym 80 magisterskich), poświęconych całemu spektrum zagadnień związanych z jachtingiem, które wyszły spod jego ręki. M.in. autora koncepcji i konstrukcji bardzo znanego już 26 metrowego szkunera „Polski Hak”, o stalowym kadłubie przystosowany do żeglowania w najcięższych warunkach i zbudowanego w gdańskiej stoczni YBM.
Studia i nauka w służbie produkcji łodzi nie jest ewenementem. Mimo „kryzysowego tąpnięcia” wciąż istnieją u nas ogromne możliwości i w najlepszym dla branży latach 2007 – 2008 w Polsce powstawało po ok. 20 – 22 tys. jednostek. Ich projektowanie, wytwarzanie i sprzedaż, wiążą się zaś z możliwością pracy dla ponad 30 tys. ludzi. Nie tylko w stoczniach, ale także u ich dostawców i kooperantów związanych ze sportem i wypoczynkiem na wodzie.
Teraz, choć nieco trudniej, także nic nie stoi na przeszkodzie, by studenci trafiali tam na praktyki, a na absolwentów czekały interesujące etaty. Nawet w kilkuosobowych firmach rodzinnych. Podczas roboczego spotkania związanego z podpisanym porozumieniem, właściciel malutkiej BJT, która m.in. projektuje i nadzoruje budowy łodzi oraz specjalizuje się w układach napędowych, zgłosił gotowość od ręki zatrudnić młodego fachowca. I takich, jak Bronisław Tarnacki, inżynier budowy okrętów i jachtowy kapitan żeglugi wielkiej oraz uczestnik wielu prestiżowych regat morskich i oceanicznych, jest dostatecznie wielu, by tradycje dawnego Wydziału BO przenieść na nową i bardzo dobrą polską markę.
Przy tej okazji trudno się jednak było oprzeć, by nie spytać gościa z Białegostoku, czy to co teraz robi jest najważniejszą rola w jego życiu?
– Bycie prezesem „Polskich Jachtów”, uściślił Nietupski. – Nie! – odpowiada. – Oczywiście jest bardzo nobilitujące. Ale tym zajmuję się społecznie, w czasie wolnym od prowadzenia własnej firmy. Jej flagowymi produktami są akcesoria do łodzi ze stali kwasoodpornej i aluminium, a wzorem dla innych – najnowocześniejszy system planowania, zarządzania i dystrybucji.
Swoje credo formułuje dokładnie tak, jak politechnika chce realizować wizję koncepcji „Inżyniera przyszłości”: nowe technologie, innowacyjność produktowa i procesowa, nowoczesne rozwiązania informatyczne i systemowe. To warunek konieczny, by konkurować z najlepszymi. Dlatego dla byłego aktora najważniejsząjest teraz rola biznesmena. Nie tylko dlatego, że pozwala utrzymać rodzinę.
– To, czym się teraz zajmuję, jest ciekawsze. Lepiej się w tym czuję, bo nie jest sztucznym odtwarzaniem rzeczywistości, lecz rzeczywistością samą w sobie. Wcale więc mu nie żal, że nie zagra Hamleta. Zresztą nie pozwalały mu na to warunki fizyczne. Jeśli o czymś marzył – to chciał być Horacym. Może kiedyś? Ma przecież dopiero 39 lat.