Chociaż zwykle jest to mało możliwe, tym razem wiadomość drugiej świeżości stała się dziś najbardziej aktualną. Na godz. 13:00 w Porcie Wojennym w Gdyni wyznaczono ceremonię przejęcia dowodzenia nad 3 Flotyllą Okrętów i odczytanie decyzji ministra o „rozformowaniu dowództwa Marynarki Wojennej”. Co prawda z punktu widzenia laika likwidacja szefostwa rodzaju sił zbrojnych oraz odebranie admirałom historycznej siedziby, floty, marynarzy i kompetencji wydaje się być ważniejsze niż nominowanie nowego komandora. Ale widocznie jest to także znak czasów i nowej tradycji.
Nie będę dyskutować. Zdecydowanie bardziej kompetentni wypowiedzieli się już dawno w tej kwestii. Na przykład całkiem poważnie („Prawda i fałsz o reformie systemu dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi RP” – magazyn Nowa Technika Wojskowa), a bardzo serio i nieco żartobliwie („Mniej wodzów, więcej Indian…”) eksperci Klubu Jagiellońskiego. Najważniejsze, że – jak zapewnił szef BBN na łamach Polski Zbrojnej: „Marynarce Wojennej nic nie grozi w wyniku reformy dowodzenia. Przecież nikt nie planuje ściągania okrętów na przystań do Warszawy. W Gdyni pozostanie z pewnością dowodzenie operacyjne MW. Do stolicy przeniesie się tylko część dowództwa”.
Przy okazji oberwało się miejscowym politykom, którzy – jak stwierdził generał Stanisław Koziej – „będąc posłami z Wybrzeża, usiłują wykreować się na obrońców marynarzy. Ich zarzuty są natury lokalno-populistycznej, a nie merytorycznej”.
Przecież na oczach tych prowincjuszy z Polskich Linii Oceanicznych pozostał 1% dawnego potencjału, z „Dalmoru” – korzystnie położone grunty, a z wspomnianej wyżej Mar. Woj. marzenia o porcie NATO, których egzemplifikacją jest kilka wypasionych willi przy Promenadzie Królowej Marysieńki w Orłowie.
No i wspomnienia, wiążące się z czasami, gdy już wchodząc do biura przepustek w gmachu admiralicji czuło się respekt przed władzą. A czasami wszechwładzą, która potrafiła surowo traktować nawet cywilów, dopuszczanych łaskawie nie tylko na pokoje, ale nawet na jednostki pływające. Świadkiem mi Boguś Trześniowski z Telewizji Gdańskiej, że po aferze wywołanej spóźnionym powrotem na trałowiec, sam wiceadmirał zaordynował mi ZOK, czyli zakaz opuszczania okrętu. W Leningradzie! (Obecnie Petersburg).
Inna kara, której nie było w sławetnym RSO, spotkała red. Andrzeja Kiszkisa. Wysłano go kiedyś do dowództwa na konferencję prasową, dotyczącą bardzo prestiżowych manewrów. Oficer prowadzący spotkanie szybko objaśnił o czym należy napisać i zdecydowanie większą część monologu poświęcił temu, o czym pisać nie wolno. Tajne były liczby okrętów, nazwiska dowódców, a nawet zadania, jakie im wyznaczono. Więc trochę znużony Andrzej cicho, ale dobitnie zapytał: „A czy można napisać, że te manewry odbędą się na morzu?”.
Podobno finał był taki, ze zatelefonowano ze sztabu do redakcji, żeby więcej Kiszkisa do nich nie wysyłać. Co delikwent przyjął z nieskrywaną ulgą.
Teraz gospodarzem wszelkich informacji na temat działalności Marynarki Wojennej będzie major Głuszczak w Warszawie, o czym w pożegnalnym liście Internetowym poinformował komandor podporucznik do samego końca pełniący obowiązki rzecznika prasowego Dowódcy MW i p.o. szefa Wydziału Prasowego Dowództwa MW Piotr Adamczak.
Świeczka zgasła.