Mikołaj Ziółkowski, szef Open’era w RG: „To, że festiwal jest w Gdyni to nie przypadek”

– Mam podzieloną tożsamość między Gdynię, w której się wychowałem, a Warszawę, powiedział Mikołaj Ziółkowski na antenie Radia Gdańsk. Szef agencji Alter Art, organizator gdyńskiego Open’era, a prywatnie „chłopak z Witomina” był gościem Piotra Jaconia w Gdyni Głównej Osobistej. Pomimo wyjazdu na studia do Warszawy kilkanaście lat temu, Mikołaja Ziółkowskiego łączą silne związki z Gdynią. –  To, że festiwal odbywa się w Gdyni to nie przypadek. Powrót do korzeni jest dla mnie ważny, doskonale się tutaj czuję. W stolicy mieszkam już dłużej niż nad morzem, bo dosyć szybko stąd wyjechałem na studia.

Organizator Open’era jest przekonany, że festiwal przez najbliższe lata nie zmieni swojej lokalizacji. – Nie można się przyspawać do jednej sytuacji i mówić, że nie da się od niej odspawać. Mam jednak poczucie, że byliśmy, jesteśmy i będziemy w Gdyni. Taki jest plan, to chcemy realizować. Trudno mi sobie wyobrazić lepszą współpracę, organizujemy wiele festiwali w innych miastach i mam porównanie. Przypadkowa nie jest też strategia związana z Gdynią. Jest lipiec, ciepło, siedzimy nad morzem…

– Myślę, że najważniejszy czynnik to duch tego miasta. Gdynia ma swoją historię, jest specyficznie zbudowana. My to wiemy i czujemy, a to jest niezbędne, żeby realizować taki festiwal jak Open’er. Ważne są wizja, ambicje i plan, które są prezentowane przez prezydenta Wojciecha Szczurka, dodał Ziółkowski.

Mikołaj Ziółkowski w rozmowie z Piotrem Jaconiem zdradził, jak wyglądają negocjacje z największymi gwiazdami. – Jeśli bookuje się danego artystę na festiwal, pomimo że są agenci, którzy mają pod sobą bardzo dużo muzyków i mnóstwo asystentów, to rozmowy „na wysokim szczeblu” często odbywają się osobiście. W związku z tym, jeśli cokolwiek się dzieje, to obie strony oczekują, że jestem na terenie festiwalu.

Nieprzewidziane sytuacje są częścią wielkich festiwali. Mikołaj Ziółkowski mówi, że nie da się wszystkiego zaplanować. – Wczoraj mieliśmy taką sytuację, że po przylocie jeden z muzyków Pearl Jam nie miał pełnego kompletu dokumentów. Paszport utknął na kontroli celnej w Londynie. Trzeba było wykonać gigantyczną pracę międzynarodową. Takich rzeczy wczoraj wydarzyło bardzo dużo. To prawdziwe wyzwanie.

dr
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj