Po co nam zumba w stylu latynowskim, skoro można ją tańczyć po… słowiańsku. Choreografka z Gdańska wprowadza rewolucję w zajęciach fitness. Justyna Bolek zagraniczne rytmy zastępuje kujawiakami i krakowiakami, oczywiście wzbogaconymi o odpowiedni bit. Jej zajęcia o nazwie „Slavica Dance” cieszą się coraz większą popularnością.
Maciej Bąk, Radio Gdańsk: Boom na tradycyjną zumbę trwa, wszyscy to widzimy. Czy słowiańska zumba przejmie jej fanów?
Justyna Bolek, choreografka Slavica Dance: Trudno mi uniknąć porównań z zumbą, bo zarówno te, jak i moje zajęcia są nieodłącznie związane z muzyką. Ale zumba ma swoje latino, a ja mam typową polską muzykę, przerobioną na bit fitnessowy. Natomiast jeśli chodzi o metodykę, to staram się od zumby odchodzić i wprowadzać metodykę bardziej zbliżoną do ćwiczeń fitness. Ale temat jest bardzo świeży, więc jesteśmy otwarci na wszystkich.
M.B.: Do jakich utworów tańczycie?
J.B.: Generalnie przerabiamy muzykę ludową, naszą, narodową. Oczywiście wszystko to, co ma parzyste takty. Bo tam, gdzie jest takt na trzy, jak w oberku, to rytmicznie poruszać się nie da. Ale po dodaniu dobrego bitu można z polskimi tańcami ludowymi zrobić właściwie wszystko.
M.B.: Ale ja nigdy nie słyszałem zremiksowanej wersji chociażby kujawiaka. Sama je produkujesz?
J.B.: Oczywiście mam osoby, które się tym zajmują. One nie tylko produkują muzykę, ale też na przykład zajmują się kwestiami prawnymi, bo przecież muzyka ludowa też jest chroniona przed nielegalną publikacją. To są trudne tematy, ale chodzi właśnie o to, żeby było nad czym myśleć i stawiać przed sobą kolejne wyzwania. Budzę się rano i myślę sobie od razu – „kolejny numer, kolejne kroki, o Boże!”.
M.B.: No to przejdźmy do początku Twoich godzinnych zajęć. Stajecie z uczestniczkami, Ty puszczasz muzykę i co się dzieje? Co jest innego niż w zumbie?
J.B.: Ja w swojej choreografii dbam o tak zwane nauczanie blokowe. Czyli, że mamy równo obciążoną prawą i lewą nogę. Do tego mamy spalanie, czyli typowy fat burner, gdzie panie przychodzą i oprócz tego, że pokazują swoją kobiecość poprzez pracę rąk i taneczną postawę ciała, to dodatkowo spalają kalorie.
M.B.: Nasz rodzimy klimat, nasza rodzima muzyka sprawiają, jak rozumiem, że zajęcia są jeszcze weselsze?
J.B.: Jestem pewna, że tak. To, co jest nasze, jest najpiękniejsze. Ja jestem fanatykiem tego typu muzyki i zajęć. Wiem, że nie wszystkim może się to spodobać, ale nie obchodzi mnie to. Najważniejsze, że rozpoczęłam to, o czym myślałam przez długi czas.
M.B.: Mamy słowiańską duszę i kiedy spytamy się „co nam w duszy gra?”, to wychodzi właśnie Twoja muzyka…
J.B.: Właśnie o to chodzi. Czujemy się jak w domu. Jesteśmy w Polsce, w domu, i na zajęciach mamy polskie, rodzime klimaty. Moja praca zresztą zrodziła się z pasji. Ponad 10 lat tańczyłam w zespole tańca ludowego Neptun na AWFiS w Gdańsku. Potem szkoliłam się w Warszawie i wreszcie zdecydowałam się obudzić Trójmiasto.
M.B.: To w Neptunie, kiedy słyszą Twoje przeboje ludowe z tanecznym bitem, pewnie chcą Cię wydziedziczyć?
J.B.: Dla mnie najważniejsze jest to, żeby pokazać nasz klimat. To pierwszy projekt w Polsce i jestem z niego dumna. Po prostu. Chcę zarażać swoją pasją.
M.B.: A do jakiego utworu najlepiej się tańczy?
J.B.: Trzeba wsłuchać się w rytm. 50-minutowy mix jest tak skomponowany, że każdy znajdzie coś dla siebie. A prawdziwości zajęć dodaje to, że stosujemy różnego rodzaju okrzyki i przytupy. Takie słowiańskie „Iiiiiiiaaaaa!!!”. To nadaje klimatu – musi być głośno, musi być żwawo i w ten sposób uczestniczki mogą się wyżyć i wykrzyczeć. Na innych zajęciach nie ma nawet miejsca na wzięcie powietrza, a my dajemy bardzo dużo luzu. I o to mi chodzi.
mbak/mmt