Anna Dymna w Gdyni Głównej Osobistej: „Nad morzem dziczeję”

anna dymna 2

– Kocham teatr i póki żyję, oddycham i coś z niego rozumiem, to tam zostanę, mówiła Anna Dymna na antenie Radia Gdańsk. Aktorka i działaczka społeczna była gościem noworocznego wydania Gdyni Głównej Osobistej. Piotr Jacoń rozmawiał z nią m.in. o obrazie „Dzień Babci”, który niedawno kręciła w Gdyni, podejściu do pracy na planie filmowym oraz pomaganiu chorym.
Podczas ostatnich miesięcy aktorka wielokrotnie gościła w Gdyni. Przyjechała tu na zaproszenie absolwenta szkoły filmowej – Miłosza Sakowskiego. – Któregoś dnia do mnie zadzwonił, przedstawił się i zaproponował rolę. Powiedziałam, że mam mnóstwo pracy, bo Festiwal Zaczarowanej Polski, sesja w szkole, gram spektakle. Kiedy w połowie lipca przyjeżdżam nad morze, to jestem wrakiem człowieka i tam się regeneruję.

Młody filmowiec jednak nie odpuścił, wysłał aktorce scenariusz mailem i wkrótce doszło do ustalenia szczegółów współpracy. – Scenariusz był fantastyczny, o samotności. Bardzo trudna rola starej kobiety, w której życiu pojawia się chłopiec, też samotny. Zaczyna się od oszustwa, nie mogę zdradzać więcej szczegółów. I tak się stało, że 5 czy 6 listopada w Gdańsku grałam Starą Kobietę (przyp. red. – spektakl Stara Kobieta Wysiaduje), potem miałam wolne i mogłam to zagrać. Kręcenie zajęło dwa tygodnie, przez cały czas na planie widać było taką pasję i radość.

Jak zdradziła Anna Dymna, rola kobiety doświadczonej życiem wcale nie była łatwa, ale w pełni się jej poświęciła. – Młody człowiek był bardzo wrażliwy i dokładny, to był jego dyplom. Jeśli się na coś decyduję, idę na całość, nigdy na pół gwizdka. Jak tracę przytomność albo płaczę na planie, a młody reżyser chce 15 dubli, to robię 15. Super się tak oddać, dać prowadzić.

Aktorka stara się zrozumieć młodsze pokolenia także dzięki pracy z młodzieżą w szkole filmowej. – W tym starym teatrze jest czasem tak, że są próby i wracają stare czasy, jest problem z przekazywaniem informacji. Ja myślę głęboko, dlatego uczę w szkole teatralnej, żeby zrozumieć na czym to polega i nie komentować: co za beznadzieja.

Anna Dymna wręcza Kazimierzowi Kutzowi nagrodę za całokształt twórczości na 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 2009 rok. Fot. Agencja KFP/Krzysztof Mystkowski

Receptą na sukces według Anny Dymnej jest z jednej strony proponowanie twórcy swojej wizji, a z drugiej słuchanie uwag reżysera i chęć sprostania jego wymaganiom. – Praca w teatrze polega na tym, że on słucha, ale też umie cię przekonać. Mam szczęście do takich reżyserów. Jeśli czegoś nie rozumiem, to czuję się niepotrzebna i nie mogę dać z siebie wszystkiego. Wtedy wychodzę, bo nic dobrego z tego nie będzie. Jestem już stara i nic nie muszę, mogę być na emeryturze. A kocham teatr i póki jestem tam potrzebna i coś rozumiem, to zostaję.

W rozmowie z Piotrem Jaconiem artystka przyznała też, że jest bardzo związana z morzem. W młodości bywała w Dębkach, jeździła też do Sasina i Kopalina. – Poznałam tam leśników i zaczęłam mieszać tam w tajemniczej leśniczówce w środku lasu, cztery kilometry od morza. Znam tam każdą ścieżkę. Pewnego dnia dowiedziałam się, że wojsko rakietowe opuszcza te tereny i pomyślałam, że może by to dać na rzecz osób niepełnosprawnych. Wtedy usłyszałam od wielu chorych osób, że ich największym marzeniem jest właśnie zobaczyć morze. 

– Jak założyłam fundację, znów sobie o tym przypomniałam. Zadzwoniłam do Lasów Państwowych, powiedziano mi, że nie wiedzą, co z tym zrobić. Walka trwała wiele lat, pisałam umowy, zmieniały się władze. Wreszcie dostałam ziemię na 30 lat, zaczęłam zbierać pieniądze, wykonałam plany architektoniczne. Jak budynek był już w połowie, to dostałam pieniądze z UE. Potem przyszło pismo, że to jedna z dwóch lokalizacji na budowę elektrowni atomowej. Wysłałam nawet pismo do premiera, wspominała aktorka zaangażowana w pomoc potrzebującym.

Historia miała szczęśliwe zakończenie, budynek w nadbałtyckim Lubiatowie został dokończony. Od 14 listopada odbywają się tam warsztaty terapii zajęciowej dla dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie. – Mam taką umowę, że gdyby okazało się, że będzie budowana elektrownia, to budynek zostanie jej przekazany, a ona zwróci mi za to pieniądze. Mam jakąś jednak intuicję, że ta elektrownia tam nie powstanie.

Posłuchaj całej audycji Gdynia Główna Osobista z Anną Dymną:


dr/mat
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj