– To, że z wykształcenia nie jestem historykiem tylko ekonomistą i artystą sprawia, że na Gdynię mogę spojrzeć z dystansem, powiedział w audycji Gdynia Główna Osobista Sławomir Kitowski. W rozmowie z Piotrem Jaconiem opowiadał o historii albumu „Gdynia. Miasto z morza i marzeń” tym, czego nauczył się podczas pracy w Teatrze Muzycznym i spotkaniu po latach z ekonomistą profesorem Dariuszem Filarem.
Sławomir Kitowski w życiu próbował różnych zajęć. Był ekonomistą, plakacistą, robił fotoreportaże z Gdyni i organizował uliczne happeningi. Piotr Jacoń żartował, że przygotowując się do rozmowy prześledził bogaty życiorys artystyczny Kitowskiego, liczący ponad dwie i pół strony. – To i tak skrócona wersja. Fajnie, że człowiek nie musi całe życie robić tego samego. Poznajemy nowe obszary, w które chcemy wejść głębiej i coś dać innym. Kiedy ja myślę o sobie, jestem po prostu obywatelem. Jak ktoś czuje się obywatelem Gdyni, to może zastanowić się co zrobić dla miasta, a nie co miasto dla niego.
Artysta ma na swoim koncie wydanie pamiątkowego albumu „Gdynia. Miasto z morza i marzeń”. Historią nadmorskiego miasta Kitowski zainteresował się w 1995 roku, przy okazji pracy nad kalendarzem ze zdjęciami Gdyni. – Wtedy Jurek Zając zaproponował mi zrobienie po jednej fotografii starej Gdyni. Zainteresowałem się tym, zanurkowałem w szuflady muzeum Gdyni. Na tych zdjęciach była tylko informacja, kiedy zostały dostarczone do muzeum, nie było wzmianki kogo i co przedstawiały. Zaczęło się od odkrywania co to jest i układania stron w sensowny sposób. Jak już coś odkrywam, to nie powierzchownie.
Piotr Jacoń i gość audycji Gdynia Główna Osobista – Sławomir Kitowski. Fot. Radio Gdańsk/Marzena Bakowska
Jak tłumaczył, nazwa albumu „Gdynia. Miasto z morza i marzeń” powstała przypadkowo. – W tym samym czasie miał być wydany taki zwykły, trójdzielny kalendarz. Wymyślono do niego tytuł związany z morzem i marzeniami, ale kalendarz nigdy nie powstał. Mój projekt napisania książki był po prostu ciekawszy i przejąłem skrócony tytuł. Okazał się to hitem.
Hasło okazało się na tyle trafne, że do dziś jest traktowane jak nieformalna „definicja Gdyni”. – Wryło się, bo ma pod sobą background 400 stron opowieści i jest bardzo naturalne. Nigdy nie protestowałem, żeby ktoś używał je w szlachetnym celu. Zaprotestowałem tylko raz, kiedy klub polityczny o niepasujących mi poglądach próbował użyć tego jako nazwę swojego stowarzyszenia.
Wydana została już kolejna książka Sławomira Kitowskiego, opowiadająca historię gdyńskiej dzielnicy Orłowo. – Pierwsza książka udowodniła mi, że potrafię opowiedzieć historię nie będąc historykiem. Może to i dobrze, bo mam do tego zdrowy dystans. Jak się ktoś bierze za coś, to trzeba zrobić to najlepiej jak potrafimy.
W latach 90. Sławomir Kitowski pracował w Teatrze Muzycznym w Gdyni jako szef reklamy i wydawnictw. Doświadczenie zdobywał, pisząc mini książeczki o spektaklach. – Testowałem, co ludzie chcieliby się dowiedzieć o tytule, zanim go jeszcze obejrzą. Jak pisał Tomasz Raczek, na tamte czasy były to najlepsze programy teatralne w Polsce.
Sławomir Kitowski podczas uroczystego otwarcia Teatru Muzycznego w Gdyni. Fot. Agencja KFP/Andrzej J. Gojke
Tworzeniem plakatów Sławomir Kitowski zainteresował się jeszcze w czasach licealnych. Zanim stał się profesjonalistą, kreskę szlifował przez wiele lat. – W szkole średniej mieliśmy zajęcia plastyczne. Odbył się międzyszkolny konkurs na plakat kopernikowski, który wygrałem. To dało mi impuls, wszyscy zachęcali mnie do pójścia do szkoły plastycznej. Nie dostałem się i nie odwołałem się od decyzji. Gdybym wtedy był bardziej decyzyjny i miał więcej wiary w siebie, byśmy teraz nie rozmawiali o książkach, ale obrazach.
– Później było jeszcze ciekawiej. Poszedłem na studia, które miałem pod ręką, czyli na ekonomię. Dorabiałem w Empiku, tam stworzyłem sobie poligon doświadczalny, taki warsztat. Tworzyłem sporo plakatów, wyrabiałem sobie oko i rękę. Byłem samoukiem, to najlepsze rozwiązanie, dodał gość Gdyni Głównej Osobistej.
Po skończeniu studiów ekonomicznych Kitowski kolejny raz próbował dostać się na uczelnię artystyczną. Podanie zostało odrzucone przez ówczesne komunistyczne władze. Uznano, że kraj jest za biedny, by kształcić w dwóch odmiennych kierunkach. – Spróbowałem rok później, dyplom uczelni zostawiłem w domu i przedstawiłem świadectwo maturalne. Obniżyłem się w swoim poziomie do licealnego. To przeszło. Zdałem egzaminy, miałem końcowy egzamin ustny, a nagle pani z dziekanatu wpadła z kopią końcowego dyplomu. Być może zapamiętali to nazwisko, bo przewodniczący komisji egzaminacyjnej też nosił nazwisko Kitowski.
Na antenie RG gość opowiadał również o zabawnej anegdocie związanej z profesorem Dariuszem Filarem. Znany ekonomista był dawniej wykładowcą Sławomira Kitowskiego, później napisał wstęp do jego książki. – Opisał historię gospodarczą Gdyni.
Posłuchaj całej audycji Gdynia Główna Osobista z Sławomirem Kitowskim:
dr/mat