Kiedyś jakiś niemiecki myśliciel napisał, że tylko Niemcy mają autentyczną kulturę, inne narody mają zaś tylko cywilizację. Tak sobie to zdanie kontestuję, siedząc w leniwe popołudnie w przedostatni dzień starego roku, gdzieś na plaży na Florydzie. Jednak tu wokół mnie i kultura, i cywilizacja. Dotarłam w to miejsce przed Wigilią po 18 godzinach lotu przez Monachium, Huston, Fort Mayers. Bez problemów, z nadbagażem i polskim makowcem w walizce. Niezapomniane zostawianie odcisków palców przy urzędniku imigracyjnym na lotnisku w Huston. Na lotniskach świąteczne ozdoby.
Kolory Florydy to błękit i biel
Po wylądowaniu zawsze ważne jest tzw. pierwsze wrażenie. Ja zwróciłam od razu uwagę na czystość. Na drogach, chodnikach, placach i skwerach zero kurzu. Mimo, że miejscowość Naples leży wzdłuż plaży, nie ma nigdzie ziarenka piasku. Nawet na autostradach, którymi jeździliśmy po Florydzie żaden samochód nie był zakurzony, nie mówiąc już o brudzie czy jeżdżącym złomie. Wszystkie auta jak z salonów. Nikt nie trąbi, nie przekracza prędkości. Leniwa, bogata elegancja i szyk. W tym słonecznym amerykańskim miasteczku przyszło mi spędzać tegoroczne święta Bożego Narodzenia i przywitać Nowy Rok.
Po Nowym Roku temperatura zrobiła się o kilka stopni wyższa, więc na plaży przybyło turystów. Przyjeżdżają na Florydę z całych Stanów, ale sporo jest Europejczyków. Dla Amerykanów woda za zimna. Kąpali się tylko przybysze zza oceanu. Spacer od 5 Aveneu do molo w Naples zajął dwie godziny. Tam sporo wędkarzy, bo łowienie ryb to obok golfa ulubiony sport na Florydzie. Amerykański futbol, czy rozgrywki NBA raczej w zaniku w południowo-zachodniej części półwyspu. A do Miami się nie wybieraliśmy.
Czas wolny na plaży szybko minął. Ruszyliśmy do sklepu po sylwestrowe zakupy. Sporo ludzi, ale między półkami znowu jakby ciszej niż w Polsce. Za to kilka razy drożej. Mnie interesowały ryby, krewetki, ośmiornice etc. Imponujące owoce morza. Kupiłam 6 krewetek (słownie sześć) o nazwie colossal shrimp. Kosztowały prawie 30 dolarów! Na opakowaniu przeczytałam, że 100 gram tych gigantycznych krewetek to 90 kcal, 19 g protein i zawierają kwasy omega 3. Więc humor mi się poprawił. Grilowane shrimp’y załatwiły sprawę wystawnej sylwestrowej kolacji.
Amerykanie doceniają owoce morza, choć ze wszystkich ryb najbardziej lubią schab, wołowinę i steaki oraz jagnięcinę i indyka. Pakują do wózków wielkie żeberka i rostbefy. Jedzą mnóstwo słodyczy, lodów i słodkich napojów. Jednak nie wszyscy. Dzielą się na miłośników organicznego jedzenia w koszykach oraz na tych z chipsami i lodami. Wystarczy popatrzeć na gabaryty człowieka i już wiadomo, kto co ma w koszyku.
Most popular alkohol przed sylwestrem to whiskey, tequila i piwo czyli budweisery, coorsy, budh ligty. Ja z półki w popularnym amerykańskim sklepie Costco wybrałam opakowanie dużej wody mineralnej Pellegrino. Nie piję alkoholu, dlatego postanowiłam 16 dolarów wydać na 4 duże butelki markowej wody, na którą w Polsce nigdy mnie nie było stać. Tam była w promocji:) Co tam, raz się żyje, w końcu Nowy Rok. Dorzuciłam jeszcze owoce. Takiego mango i awokado i melona jak na Florydzie, nie jadłam nigdzie.
Udało nam się przewieźć z Polski sztuczne ognie. Gospodarze chwycili się za głowę, bo właściwie takie zabawki należą do niebezpiecznych materiałów wybuchowych w/g security. Ale nikt niestety nas nie zatrzymał w więzieniu a na sylwestra były jak znalazł. Zrobiły furorę na całej 12 ulicy.
Zakupy w Costco Amerykanie uwielbiają. Tam kupowane są raczej duże ilości. Detal w amerykańskich domach załatwiają popularne Wall-Marty i Publics.
Ryba na sylwestra kupiona, zamacerowana w amerykańskich pomarańczach i cytrynach, które zerwałam z drzewa moich gospodarzy pod koniec grudnia. W sylwestrowy wieczór trafiły na grilla. Ale spróbowałam też amerykańskich steków, słodkich ziemniaków i pastrami (cieniutkiej wołowiny w pysznej bułce z ogórkiem kiszonym). W Nowy Rok była obowiązkowa kąpiel w oceanie i krótki rejs katamaranem.