’Mówili, że mam wąsy z dywanu”. Piłsudski w Gdyni Głównej Osobistej

Przez siedem lat odgrywał rolę Józefa Piłsudskiego w czasie Parady Niepodległości w Gdyni. Radosław Tyślewicz w Gdyni Głównej Osobistej opowiadał o swoich pasjach, m.in o pracy w Akademii Marynarki Wojennej, wyjazdach na misje do Iraku i Afganistanu a także o „marszu śledzia”, którego jest twórcą.

Radosław Tyślewicz mówił, że podczas Święta Niepodległości nie będzie się już wcielał w marszałka Piłsudskiego. Rolę przejęli członkowie Związku Piłsudczyków. Sam jednak nie zrezygnował z udział w Paradzie Niepodległości. – W ubiegłym roku byłem z kolejnym projektem. Był to żółty okręt podwodny o nazwie ORP Nadzieja.

PIŁSUDSKI BYŁ NIŻSZY

Piotr Jacoń drążył w audycji, na ile jego gość podobny jest do marszałka Józefa Piłsudskiego i które elementy charakteryzacji sprawiały największy problem. – Marszałek był wysoki jak na tamte czasy, miał ok 170 cm. Ja mam prawie 2 metry, więc proporcja została zachowana.

Gość obszernie opowiadał o … wąsach. – Najpierw były z jakiegoś dziwnego materiału, takie mocno siwe. Były mocno krytykowane, że są za siwe, że z dywanu wycięte. Więc pracownia Teatru Miejskiego w Gdyni przygotowała specjalne wąsy dla marszałka. Te wąsy do dzisiaj są.

Radosław Tyślewicz opowiadał, że do roli marszałka przygotowywał się od dzieciństwa, grając w przedstawieniu „Gałązka rozmarynu”. – Od tego czasu wiedziałem, że jest taki człowiek z wąsami i że w teatrze jest dla niego kostium. Potem było ponad 20 lat przerwy i w końcu pierwsza parada w Gdyni, którą tylko obserwowałem. Widzę, że maszerują oddziały rekonstruktorów, a marszałka nie było. Więc zgłosiłem się z pomysłem do urzędu miasta. Uzyskałem zgodę i w teatrze odkopaliśmy te mundury.

MARSZAŁEK POWINIEN BYĆ NA KASZTANCE

Po pierwszej paradzie z udziałem Radosława Tyślewicza pojawiły się głosy, że marszałek powinien jeździć konno. – Przez rok opanowałem więc jazdę wierzchem na tyle, że przy następnej paradzie marszałek wystąpił konno. Dobraliśmy klacz, która przypominała Kasztankę. To było mega przeżycie i dla konia i dla mnie.

Właściciel konia przebrany za szeregowego żołnierza prowadził go za uzdę i trzymał zwłaszcza przy salwach, oddawanych przez Bractwo Kurkowe. – Koń i marszałek przeżyli to szczęśliwie. Potem, w kolejnych latach, marszałek przesiadł się do limuzyny, mercedesa z lat 30, opowiadał gość Piotra Jaconia.

Posłuchaj audycji:

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj