O tym, że elektryczne auta niekoniecznie są złym zwiastunem, pisaliśmy już o priusie, ale z e-Golfem jest bardzo podobnie. Takiej przyszłości wcale nie trzeba się bać. To kolejne elektryczne auto, które utwierdza nas w tym przekonaniu.
Gdyby zasłonić wszystkie „błękitne” elementy stylistyczne auta, można się nie domyślić, że mamy do czynienia z takim właśnie samochodem.
AUTO BEZ SKRZYNI BIEGÓW
Że coś jest inaczej, zdradza oczywiście deska rozdzielcza. Obrotomierz wyskalowany do 12 tysięcy obrotów na minutę. Tak kręcą się silniki elektryczne. Daje to ogromna frajdę z jazdy, zwłaszcza że 270 Nm momentu obrotowego dostępnych jest od samego startu. Do 100 km/h auto przyspiesza w 10,4 s. Do 60 km/h zaś w 4,2 s. Wszystko bez jakiejkolwiek zmiany biegów. To auto po prostu nie ma skrzyni.
Są i mankamenty auta elektrycznego. Bak, a w zasadzie baterie, wystarczają na 190 kilometrów. Prędkość maksymalna ograniczona jest elektronicznie do 140 km/h. Budujące jest to, że auto bardzo sprawnie odzyskuje energię w czasie hamowania.
KUPIĆ DROGO, TANIO KORZYSTAĆ
Jedzie się bezszelestnie i przyjemnie jak w zwykłym golfie. Do tego naprawdę trudno wyczuć różnicę w prowadzeniu związaną z prawie 300-kilogramową masą baterii.
Przejechanie 100 km e-Golfem to koszt około 8 złotych. Za auto trzeba jednak zapłacić 157 tysięcy złotych. Samochód do testów użyczyła firma Plichta.
Posłuchaj audycji:
Sebastian Kwiatkowski/Tomasz Galiński/mili