„Obserwujemy dzieciaki i z dumą odsuwamy się na bok”, czyli fakty i mity o edukacji domowej

Czym jest tak naprawdę edukacja domowa? Czy oznacza naukę tylko w domu? Co to znaczy pedagogika Montessori? Wokół „pozasystemowych” metod nauczania narosło wiele legend. Przeciwnicy mówią: dziecko zdziwaczeje, będzie odstawało od rówieśników. A co mówią rodzice tych dzieci? W ciągu kilku ostatnich lat edukacja domowa stała się bardzo popularna. Chociaż nadal jest niszowa i chyba taką alternatywą już pozostanie. Rodzice zaczęli rozglądać się dookoła i patrzeć na dzieci przez pryzmat testów, sprawdzianów, czasu, którego coraz o mniej zostaje na to, żeby się po prostu pobawić. Stwierdzili: koniec, bierzemy dzieciaki i próbujemy sami. 

DZIECIAKI DZIWAKI?

Pierwsze pytanie, jakie słyszą rodzice decydujący się na to, żeby ich dzieci uczyły się „domowo”, brzmi najczęściej: Nie boicie się, że wyrosną na dziwaków? Co z socjalizacją?

– Uśmiechamy się, słysząc to, bo nie ma to nic wspólnego z tym, jak jest na co dzień – mówi Agata Hofman, która wraz z mężem Maciejem założyła szkołę i przedszkole Gedania. Są rodzicami pięciorga dzieci, z których każde korzysta z edukacji domowej.

– Przede wszystkim nie mówimy tutaj o edukacji domowej, kiedy mamy jedynaka, który siedzi całe dnie z rodzicami. Mówimy o mądrym rodzicu, który patrzy na swoje dziecko i zastanawia się, w jaki sposób budować alternatywny system w oparciu o najróżniejsze relacje. Nie tylko te rówieśnicze – wyjaśnia Agata Hofman.

Jak mówi, w głowach Polaków utrwaliło się, że szkoła to miejsce, gdzie wszyscy są w równym wieku. – Mówiąc o socjalizacji dzieci, myślimy o tym, że mają kontakt ze starszymi i młodszymi. Chodzi o budowanie całego kontekstu społecznego. Z tych naszych refleksji wyrosła szkoła Creogedania. Kiedy kilka rodzin skrzykuje się i łączy odpowiedzialność za kształcenie swoich pociech, to nie muszą być dzieci w jednym wieku. To może być 4, 5 i 6 klasa – wyjaśnia Hofman. Jak dodaje, taka szkoła to szansa na to, żeby dzieci w różnym wieku mogły pracować całkiem autonomicznie lub pracować wspólnie nad realizacją projektów, ale dbając także o relacje.

Z DUMĄ ODSUWAMY SIĘ NA BOK

Edukacja domowa w ciągu kilku ostatnich lat stała się bardzo popularna. Co ciekawe, rozwija się na wielu płaszczyznach. Nie jest to tylko rodzina, która kształci swoje dziecko w murach domu. Coraz częściej zbiera się kilka rodzin po to, żeby podzielić się obowiązkami. Podobnie było z rodziną Hofmanów.

– Rodziny dokładają to tego fajnych edukatorów, pasjonatów. Robi się z tego naprawdę ciekawa alternatywa edukacji. Od września w szkole prowadzimy edukację, podczas której skupiamy się na połączeniu sportu i nauki, ale w konwencji swobodnej zabawy. Jesteśmy dumni z tego, co się nam dotychczas udało osiągnąć. Dzieciaki są szczęśliwe. Mamy masę problemów i kłopotów, ale na co dzień widzimy, że dzieci tworzą własne eksperymenty i przedsięwzięcia i z dumą się odsuwamy na bok – mówi Agata.

TRUDNE POCZĄTKI

Maciej Hofman ostrzega: Początki nigdy nie są łatwe. – Nasz syn Szymon, kiedy kończył zerówkę, zapytał: a dlaczego ja właściwie muszę iść do szkoły? Stwierdziliśmy, że nie wiemy, po co – mówi. Dzieci państwa Hofmanów uczą się odpowiednio w szkole lub przedszkolu domowym. To był indywidualny wybór każdego z nich.

– Nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Wydawało mi się, że to będzie takie uczenie się z podręczników i będzie super. Tymczasem musiałem zmodyfikować swoje podejście, czyli wyrzucić podręcznik. Zaczęliśmy układać harmonogram dnia – opowiada ojciec piątki dzieci.

Jak wygląda plan rodziny Hofmanów? O godzinie 9 zaczynają czytanie, potem czas na matematykę, zajęcia z technologii informatyczno-komunikacyjnej i na rozwijanie własnych pasji, na przykład zajęcia językowe. – Od początku nasze dzieci korzystały z zajęć pozaszkolnych. Jak najbardziej staraliśmy się, żeby rozwijały się społecznie, żeby miały kolegów i koleżanki – tłumaczy Maciej Hofman.

MAKSYMALNIE DWIE GODZINY NA NAUKĘ

Dzieciaki w ciągu dnia na naukę przeznaczają maksymalnie dwie godziny. Po południu jest czas na to, żeby wyjść na dodatkowe zajęcia i bawić się ze znajomymi na zajęciach sportowych czy artystycznych. – Kiedy patrzę na to z perspektywy lat to widzę, że wymagania stawiane przed dziećmi na w klasach 1-3 czy 4-6 są na bardzo niskim poziomie. Nie ma większego problemu, żeby rodzice, którzy nie są związani z edukacją pomogli dziecku się przygotować. Podczas naszej przygody postanowiłem, że jeśli mam siedzieć kilka godzin nad tym, co dziecko robiło w szkole to wolę to odrzucić i skupić się na tym, czego dziecko ma się nauczyć – mówi dumny tato.

NAJLEPSZE DOŚWIADCZENIE DLA RODZICA

Agata Hofman zapewnia, że doświadczenie kształcenia własnych dzieci jest najlepszym, jakie może spotkać rodzica. Jest trudne, wymaga czasu i poświęcenia, ale niesamowitym prezentem jest po prostu relacja z dzieckiem. – To towarzyszenie mu na kolejnych szczeblach, kiedy możemy obserwować, w którym kierunku rozwijają się jego pasje, talenty. Fantastyczną rzeczą jest, kiedy dzieci przestają się z nami zgadzać. To rodzaj pewnej autonomii. Siadamy wtedy razem, współpracujemy, ustalamy pewne zasady – mówi.

NIEPOKORNA MONTESSORI

Pionierką indywidualnego podejścia do dziecka była Maria Montessori, włoska lekarka. Pedagogika Montessori polega na założeniu, że każde dziecko jest inne i powinno rozwijać się według stworzonych przez siebie indywidualnych planów rozwojowych. W planach tych zapisane są jego możliwości, kompetencje i umiejętności, które umożliwiają mu naukę samodzielną i bardziej efektywną.

Pierwsze zapiski dotyczące szkół i przedszkoli Montessori pochodzą jeszcze sprzed I wojny światowej. Później w dwudziestoleciu międzywojennym pedagogika Montessori rozwijała się. Wybuch II wojny światowej i to, co się działo później, aż do lat 90. powstrzymało ten rozwój i pełny renesans przypadł na lata 90.

Maria Montessori była była bardzo niepokorną kobietą. Była pedagogiem i antropologiem, poświęciła się misji odkrywania dziecka. – Pracowała z dziećmi upośledzonymi i obserwując je zauważyła, że mają w sobie wewnętrzną siłę do rozwoju. Dała im odpowiednie materiały i zobaczyła, że zaczynają się rozwijać. Podjęła się przełożenia tego na dzieci zdrowe. W 1907 roku otworzyła pierwszy dom dziecięcy we Włoszech dla tak zwanych dzieci z ulicy. Obserwowała dzieci, wprowadzała zmiany, obserwowała zmiany – opowiada Beata Szulc, dyrektor Chrześcijańskiej Szkoły Montessori w Gdańsku.

DZIECI SĄ NASTAWIONE NA ROZWÓJ

Montessori zakładała, że wszystkie dzieci nastawione są na rozwój. Mają w sobie wewnętrzną siłę, aby się rozwijać. To najlepiej widać po maluszkach, które próbują wstać i dosięgnąć czegoś ze stołu. – Naszym zadaniem jako nauczycieli, rodziców, opiekunów jest uszanowanie tego indywidualnego rozwoju dziecka, dania możliwości wolnego wyboru, indywidualności. Podejścia do dzieci z pozycji uniżonej, bardziej wycofanej, dania przestrzeni dziecku i przede wszystkim obserwowanie dziecka, tego jak się zachowuje i wyciągania wniosków – wyjaśnia Beata Szulc.

Gośćmi audycji Mamy w Mieście w środę, 27 kwietnia byli: Agata i Maciej Hofman, założyciele szkoły i przedszkola Gedania i Beata Szulc, dyrektor Chrześcijańskiej Szkoły Montessori w Gdańsku. Program Prowadziły Magda Manasterska i Magda Świerczyńska-Dolot.

Posłuchaj audycji:

Maria Anuszkiewicz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj