Satyryk, rysownik, gdynianin. Przez życie biegnie i ciągle jest w świetnej kondycji, także tej satyrycznej. Gościem Piotra Jaconia w audycji Gdynia Główna Osobista był Jacek Fedorowicz.
Artysta opowiadał między innymi o młodości spędzonej w Gdyni, pierwszych próbach legendarnego Bim-Bomu w jego domu na Działkach Leśnych. Było też o tym, jak w Orłowie poznał swoją przyszłą żonę. Zdradził też, jak brzmiało jego pierwsze zdanie w Radiu Gdańsk – to było 62 lata temu!
WARSZAWSKI KLAN NAD MORZEM
Gość Gdyni Głównej Osobistej podzielił się historią swojej rodziny. Federowicze byli bowiem klanem warszawskim, który postanowił skolonizować polskie morze. Natomiast dziadek Jacka Fedorowicza trudnił się kamieniarstwem, rzeźbą oraz produkcją nagrobków.
– Dziadek Jan tak zarobił na tych nagrobkach, że wszystkich synów wykształcił na wyższych uczelniach – wspominał Fedorowicz. – Mój stryj jako jeden z pierwszych studiował w Szkole Morskiej w Tczewie. Skończył ją i zaczął zakładać różne nadmorskie biznesy. Jak głosi rodzinna legenda, doszedł w końcu do udziału w kompanii, która miała pięć statków. Stryj wkrótce zaraził miłością do Gdyni swojego młodszego brata, czyli mojego ojca. Ściągnął go do siebie i dzięki temu urodziłem się w Gdyni.
JAK WYLĄDOWALIŚMY NA SŁUPECKIEJ
– W dzieciństwie mieszkałem na Mikołaja Reja 17 na pierwszym piętrze – kontynuował opowieść Fedorowicz. – Po wojnie, kiedy wróciliśmy do mieszkania na Reja, natychmiast przyleciała dawna gosposia, mówiąc że na Słupeckiej wszystko rozkradają. Tak trafiłem na ulicę Słupecką wraz z mamą, która dzielnie broniła mieszkania przed szabrownikami.
W swojej opowieści satyryk cofnął się także do okresu wojennego. – W ’39 roku ojciec poszedł bronić Gdyni – wspominał rozmówca Piotra Jaconia. – Połowa jego pułku została wybita w ciągu pierwszych kilku dni. Po latach zapytałem ojca co wtedy czuł. Odpowiedział, że … zdumienie. Oni się tego zupełnie nie spodziewali. Im się wydawało, że jeszcze 2-3 lata i w Polsce będzie Kanada, tak ta Gdynia się wtedy rozwijała.
W KULCIE GDYNI OD MAŁEGO
Mama Jacka Fedorowicza do Gdyni przyjechała z Warszawy za ojcem. – Jej miłość do Gdyni była aż trudna do opowiedzenia. Od dziecka byłem wychowywany w kulcie Gdyni. To miasto było czymś najwspanialszym na świecie, tak wpajano mi w domu. Tam rodzice przeżyli najlepsze miesiące, doskonale im się powodziło. We mnie miłość do Gdyni została z resztą do dziś – zwierzył się artysta.
Posłuchaj audycji
Anna Moczydłowska