Jego film „Plac zabaw” budzi skrajne emocje. Po projekcji pojawiają się brawa z zachwytu i gwizdy niezadowolenia. Gościem „Gdyni Głównej Osobistej” był Bartosz M. Kowalski, który na 41. Festiwalu Filmowym zdobył nagrodę za debiut reżyserski.
Audycję prowadził Piotr Jacoń.
PRZEMOC TAKA JAK NAPRAWDĘ
– Od początku był zamysł, żeby w „Placu zabaw” pokazać przemoc taką, jaka jest w rzeczywistości – mówił reżyser. Film został oparty na prawdziwej historii i zależało mu na tym, aby pokazać sceny drastyczne bez znieczulenia. Nie bez powodu został nazwany horrorem społecznym.
– Chciałem, żeby ta scena była nie do wytrzymania, nie mogłem pozostawić jej poza kadrem – dodał.
Kowalskiemu zarzuca się, że przemoc ukazana w produkcji nie ma żadnej motywacji. – W tym sęk, że to jest bez sensu – tłumaczył. – W sprawie, która zainspirowała cały film wytłumaczenia nie ma. Zło może się brać ze wszystkiego i z niczego.
Mimo że Bartosz M. Kowalski spotkał się z negatywnymi opiniami, należy mu przede wszystkim pogratulować tego, że pracował na planie z dziećmi debiutującymi. Dzieci były przygotowywane przez psychologów i panią pedagog. Przed rozpoczęciem pracy na planie odbył się wyjazd integracyjny, na którym twórca rozmawiał z młodymi o scenariuszu i zakończeniu. – To są dzieci, które idą w kierunku aktorskim – zdradził autor filmu. – Oni nie mieli problemu z rozgraniczeniem tego, że grają jakąś postać, że na tym polega kino.
W POSZUKIWANIU WŁASNEGO MIEJSCA
Kowalski chodził do II LO w Gdyni. Już wtedy pisał scenariusze i zaczął się interesować ambitnym kinem. Oprócz podrygów pisarskich, często uczęszczał z ojcem do kina. Bywał też na festiwalach filmowych jako widz.
Reżyserowi zawsze marzył się Paryż i po pięcioletnim liceum udało mu się wyjechać. Po studiach jednak wrócił do Polski. – Potrzebowałem trochę czasu, żeby zrozumieć, że to tutaj jest moje miejsce. Kończąc liceum wydawało mi się, że wiele wiem o kinie, idąc na studia okazało się, że nie wiem nic.
Patrycja Oryl/amo