Maciej Figas: Gdy zostawałem dyrektorem opery, byłem smarkaczem

maciejfigas str

– Każdy mój pobyt w rodzinnym mieście to wielka frajda – tak o Gdyni mówi Maciej Figas, dyrektor Opery Nova w Bydgoszczy, kiedyś najmłodszy dyrektor opery w kraju.
Funkcję dyrektora Figas pełni od niespełna 25 lat. Dla Bydgoszczy miasta zostawił rodzinną Gdynię, ale jak mówi ma tu do kogo wracać – nad morzem nadal mieszka jego mama. Podkreśla, że jest tu też jego ulubiony Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej.

ZAMIAST PODAWAĆ BATUTĘ, DYRYGOWAŁ SPEKTAKLE

Po raz pierwszy Gdynię dla Bydgoszczy „zdradził” w 1988 roku. Dostał wówczas posadę asystenta dyrygenta w tamtejszej operze. – Byłem wtedy na II roku dyrygentury w Akademii Muzycznej w Poznaniu. Mój mąż opatrznościowy, czyli Zygmunt Rychert, który przygotowywał mnie do egzaminów wstępnych na tę uczelnię, zaproponował mi pracę w charakterze asystenta. Tak przez pewien czas kursowałem na linii Poznań-Bydgoszcz, a później już w tej Bydgoszczy ugrzęzłem na dobre – opowiadał.

Co należało do obowiązków asystenta dyrygenta? Jak mówi Figas, można zajmować się podawaniem batuty i partytury, robieniem herbaty czy budzeniem dyrygenta, ale on od razu wykorzystał szansę, którą dał mu los. – Prowadziłem próby i dyrygowałem spektakle – wyjaśnia.

GDYBY MNIE PRZERZUCONO DO BYTOMIA, ZBUDOWAŁBYM OPERĘ W BYTOMIU

W tym czasie Bydgoszcz nie miała sceny operowej, spektakle wystawiano gościnnie w Teatrze Polskim. Czy Maciejowi Figasowi to nie przeszkadzało? – Jestem zodiakalnym Baranem i gdy mam jakieś zadanie do wykonania, to je realizuję. Podejrzewam, że gdyby mnie rzucono do Bytomia, to pewnie bym zbudował operę w Bytomiu.

Maciej Figas w Operze Nova. fot. materiały prasowe Opery Nova

W tym czasie w Bydgoszczy już budowano nową operę. Budynek tak wielki, że przerastający ówczesne możliwości i przez to nazywany „wieczną inwestycją”. Ale jak tłumaczy Maciej Figas, dostrzegł w tym kolosie więcej plusów niż minusów. – Nie trzeba było mieć wielkiej wyobraźni, żeby w głowie wykreować co tu by mogło być w przyszłości. Dużo dała mi możliwość konsultacji z architektami i zapoznania się z ich wizją. Ta wizja mnie porwała – opowiadał.

NAJMŁODSZY WIZJONER

W ciągu czterech lat od pierwszej wizyty w Bydgoszczy awansował na dyrektora opery. „Szybki z pana zawodnik” – stwierdził Piotr Jacoń. – Rzeczywiście, jak dziś patrzę na tamte lata to sam się dziwię. Nie tylko sobie, ale i otoczeniu, bo wyglądałem bardzo smarkato. Gdy niedawno podczas jubileuszu bydgoskiej sceny operowej puszczano archiwalne filmy, to sam zastanawiałem się, jak włodarze miasta mogli uwierzyć, że ten „szczeniak” chce prowadzić taką instytucję kultury.

To, że Figas był najmłodszym dyrektorem instytucji, było nawet powodem do zazdrości niektórych osób. – Obecny dyrektor Opery Bałtyckiej Warcisław Kunc był o rok straszy. Szliśmy łeb w łeb, a to właśnie ja miałem przydomek najmłodszego – żartował w rozmowie z Piotrem Jaconiem.

Dziś gość Gdyni Głównej Osobistej z dumą nosi plakietkę Związku Zawodowego Pracowników Instytucji Kultury i Sztuki za współpracę ze związkami zawodowymi. – Mówię o tym dlatego, że na początku wcale nie układało się między nami tak dobrze.

NIE POTRZEBA MU WYZWOLENIA

A jak dyrektor Opery Nova wspomina dzieciństwo? Gdynia, którą pamięta to nie Gdynia, którą znamy dziś. – Mieszkaliśmy przy ulicy Migały, która teraz nazywa się ulicą Wójta Radtkego. Chodziłem do szkoły na ulicy Szenwalda. Dziś też już jej nie ma. Tak samo jak nie było Wzgórza św. Maksymiliana, tylko to było Wzgórze Nowotki. Ale pamiętam Środmieście – hala targowa. To było moje królestwo.

– Znajomi czasami pytają mnie kiedy „wyzwolę się” z Bydgoszczy. Ale ja kiedy rozpoczynam dzieło, to je kończę. Wciąż widzę tu jakiś cel, do którego chcę dążyć i pracuję nad tym poziomem artystycznym – podsumowuje Maciej Figas.

Dominika Raszkiewicz
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj