Inter Club w Gdyni – pamiętacie? Tam zaczynał Janusz Strobel

strobel1 str

– Używam takiego sformułowania, że młodszy jest ten, kto dłużej żyje. A ja chcę żyć 136 lat – mówił w Radiu Gdańsk kompozytor Janusz Strobel. Piotr Jacoń w audycji Gdynia Główna Osobista pytał go też o rodzinę z muzycznymi korzeniami, karierę malarza i dlaczego „piosenka jest dobra na wszystko”.

– Jestem z pokolenia, które odbierało akuszerki. Urodziłem się w Gdańsku Wrzeszczu ulicy Żeleńskiego, tuż przy Szymanowskiego, niedaleko dzisiejszego Garnizonu – opowiadał Janusz Strobel, dodając, że wychował się w rodzinie uzdolnionej muzycznie – tata był chórmistrzem, mama pianistką. – Nie wszyscy z rodzeństwa zostaliśmy muzykami. Jest jeden brat astronom, siostra matematyk. Pozostali dwaj bracia i ja jesteśmy związani z muzyką. Nasze relacje, choć każdy mieszka w innym miejscu, do dziś są znakomite – podkreślał.

DOM OTWARTY

Co znaczy, że rodzice byli wciąż zajęci? – dopytywał Piotr Jacoń. – Kontakt z rodzicami był stosunkowo rzadki, właściwie wychowywaliśmy się między sobą. Tata prowadził duże chóry, po 120 osób, miał taką technikę pracy, że codziennie miał zajęcia z solistami – kilkadziesiąt osób dziennie przewijało się przez nasz dom. Na szczęście dom był duży i mogliśmy się wszyscy pomieścić. Mama pokornie znosiła pasję ojca, do tego świetnie czytała nuty, więc była niezbędna ojcowi w pracy – wspominał.

Janusz Strobel mówił także, że nikt nigdy go nie zmuszał go, by w przyszłości był muzykiem. – Pierwsze zetknięcie z muzyką to była szkoła podstawowa, gdzie grałem na skrzypcach. W jednej klasie byłem z Andrzejem Kulką (skrzypek, wirtuoz – przyp. red.) – on od dziecka był geniuszem. Ale nie był bezpośrednim powodem, dlaczego zrezygnowałem z gry na skrzypcach, po prostu miałem wiele innych zainteresowań.

Janusz Strobel na scenie. Fot. Agencja KFP/Jerzy Bartkowski

„W ŻYCIU MAM POUKŁADANE PUDEŁKA”

Stamtąd przyszły kompozytor trafił do Liceum Plastycznego w Orłowie. – Zawsze miałem tęsknoty związane z malarstwem. Niestety teraz już nie maluję, boję się, że gdybym do tego wrócił, to działoby się to ze szkodą dla muzyki. W życiu mam swoje pudełka, które są poukładane. Moje obecne pudełko jest z gitarą. Nigdy jednak nie zapomnę kadry nauczycielskiej z Orłowa, powojennego rzutu, który przeszedł z Wilna. Oni naprawdę byli pasjonatami edukacji, mieliśmy z nimi kontakty nie tylko w szkole, ale również po lekcjach.

Na antenie mówił też, że większość jego twórczości trafia tylko do szuflady. – Nie nagrałem w sumie dużo płyt, 4-5 autorskich, ale w sumie około 50. To ironia, że istota mojej muzyki leży w szufladzie. Ale to nie wynika z lenistwa. Bo płyty to nie tylko wejście do studia – to też kwestia masteringu, wydania, promocji – to wszystko się nakłada. Cieszę się więc, że udało mi się zrealizować ostatnie przedsięwzięcie (płytę „Ślad” nagraną z Synfonią Viva – przyp. red.).

PISANIE PIOSENEK TO SZTUKA

– Największą radością w życiu jest to, że piszę mnóstwo piosenek dla najwybitniejszych polskich wykonawców. To dla mnie nieprawdopodobna pasja – podsumował muzyk. – Mam w zanadrzu dwie, trzy nowe płyty z tekstami poetów. To będę realizował, bo uważam, że piosenka jest jedną z trudniejszych dziedzin sztuki muzycznej. W przeciągu trzech minut musimy zawrzeć wszystko, stopić się z autorem tekstu. To coś, co nie udaje się nawet wielkim pisarzom w wielkich tomach.

Dominika Raszkiewicz
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj