Kuba po śmierci Fidela Castro. Nadchodzi czas gwałtownych przemian?

Zmarł przywódca kubańskiej rewolucji, przez blisko pół wieku pełniący najważniejsze funkcje państwowe. Czy śmierć Fidela Castro, emerytowanego dyktatora, może mieć znaczące konsekwencje polityczne?
O tym, co zdarzy się na Kubie i w Stanach Zjednoczonych, gdzie żyje wielu kubańskich emigrantów, rozmawiali goście audycji Jak działa świat: Jakub Majmurek – publicysta i krytyk filmowy oraz Henryk Szlajfer – ekonomista i politolog. Audycję prowadził Wojciech Suleciński.

CZY ŚMIERĆ DYKTATORA ZMIENI OBLICZE KUBY?

– Kuba przechodzi przemiany. Symbolem tego był zwrot w polityce zagranicznej, który dokonał się także w Waszyngtonie i ponowne ustanowienie relacji dyplomatycznych. Mówiono, że Fidel Castro może hamować próby transformacji. Teraz jego nieobecność może być impulsem do napisania nowego rozdziału historii Kuby. Ta śmierć w sposób symboliczny kończy okres, który rozpoczął się w roku 59. Cała Kuba będzie sobie zadawała pytanie, co dalej? – mówił Jakub Marmurek.

Gość Radia Gdańsk przypomniał, że możliwość przemian na Kubie nie jest uzależniona tylko od decyzji obecnego przywódcy, Raula Castro, ale także od woli i potrzeb aparatu władzy. Siłą polityczną nadal jest partia komunistyczna.

– Jedna z dróg, to droga chińska, pozwalająca na zachowanie fasady ustroju i władzę monopartii, przy jednoczesnym wprowadzaniu porządku wolnorynkowego. To model, który zapewne jest faworyzowany przez aparat państwowy, bo pozwala zachować władzę i wpływy ekonomiczne – wyjaśniał Jakub Marmurek.

Stanom Zjednoczonym odpowiadałby najbardziej scenariusz, w którym dochodzi do kubańskiej wersji okrągłego stołu, stwierdził publicysta. Nie wykluczył jednak możliwości ruchów oddolnych, które doprowadzą do obalenia reżimu. Najmniej prawdopodobnym scenariuszem jest, zdaniem eksperta, demokratyzacja bez wchodzenia w porządek kapitalistyczny, czyli zapowiadane stworzenie „socjalizmu XIX” wieku.

„ŚMIERĆ CASTRO MA DUŻE ZNACZENIE, ALE REWOLUCJI NIE BĘDZIE”

Zdaniem Henryka Szlajfera przetrwanie reżimu na Kubie, którego upadek zapowiadano po upadku komunizmu w Europie, zależało nie tylko od efektywności aparatu władzy, ale także od poparcia części grup społecznych.

– Oderwijmy się od naszej historii i myślenia kategoriami z nią związanymi. Kubański reżim został przyniesiony na bagnetach, ale to były ich własne bagnety. Tam nie było Chin, czy ZSRR – powiedział ekonomista i politolog. – Administracja amerykańska, to trzeba powiedzieć wyraźnie, nie zrozumiała początkowo tego, co dzieje się na Kubie, przynajmniej przez pierwsze lata. To wzmocniło Castro. Raz zainstalowany reżim trudno obalić, zwłaszcza gdy ma się do czynienia ze zdyscyplinowaną grupa ludzi, a taka się wokół Castro znalazła – dodał.

Profesor Szlajfer przypomniał, że dyktator przejmował władzę, znajdując się w politycznej próżni przejawiającej się brakiem opozycji, która została zniszczona w czasie trwania reżimu Batisty. Pozwoliło mu to na budowanie środowiska politycznego i w efekcie utrzymanie pozycji przez długie lata. Rozmówca Wojciecha Sulecińskiego przyznał, że w wymiarze symbolicznym śmierć Castro ma duże znaczenie, podobnie jak wcześniejsze oddanie władzy własnemu bratu, jednak to, co stanie się z krajem, jest uzależnione od wielu innych czynników.

– W skład elit sprawnie działającej władzy wchodzą członkowie partii komunistycznej, wojsko, aparat bezpieczeństwa. Ewolucja państwa jest kontrolowana przez te siły – podkreślił profesor. O losach Kuby w pewnym stopniu mogą też decydować interesy grup czerpiących zyski z turystyki, wydobycia i handlu surowcami. Dlatego zdaniem eksperta nie nastąpi gwałtowny wstrząs, a raczej można spodziewać się kontynuacji zachodzących procesów, które prowadzą to stopniowego otwierania się Kuby na świat.

Zapraszamy do wysłuchania rozmów z gośćmi Wojciecha Sulecińskiego i przypominamy, że audycja Jak działa świat nadawana jest w soboty po godzinie 15.

puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj