Osoby w kryzysie bezdomności z Gdańska nawet w czasie epidemii mogą liczyć na wsparcie streetworkerów, wolontariuszy i pracowników Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta. Nikt nie zostanie bez opieki, ale placówki przy ulicy Równej nie przyjmą już osób z zewnątrz. – Około 200 osób jest tam izolowanych. To dlatego, by ich nie narazić. Osoby tam przebywające są starsze, w dużej części po siedemdziesiątce, schorowane, z amputacjami. Te placówki funkcjonują, ale już nie przyjmują dodatkowych osób – mówi Wojciech Bystry, prezes Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Gdańsku.
PRACOWNICY ZACHĘCAJĄ DO POZOSTANIA W PLACÓWKACH
Pozostałe noclegownie w Gdańsku pracują całodobowo. Osoby trafiające mogą tam przebywać cały czas, nie ma przymusu opuszczania placówek rano. Pracownicy zachęcają wręcz do pozostawania na miejscu. Podopieczni mają też zapewniony posiłek trzy razy dziennie. Cały czas działa też placówka niskoprogowa, dla osób pod wpływem alkoholu, z tym że tutaj obowiązkowo każdemu z przybywających mierzona jest temperatura przed wejściem. W żadnej z placówek nie ma wydzielonych izolatek.
AUTOBUS SOS ZAPEWNIA CIEPŁE POSIŁKI
Po ulicach Gdańska cały czas jeździ Autobus SOS, ale nie przewozi już osób bezdomnych do noclegowni, tylko zapewnia posiłki. W tej chwili z takiej formy pomocy korzysta około 60 osób.
Pracownicy Towarzystwa, streetworkerzy i wolontariusze opiekujący się osobami w kryzysie bezdomności, działają w okrojonym składzie na dyżurach, ale jak podkreśla Wojciech Bystry, pracują z wielkim zaangażowaniem.
– Bardzo chciałbym im podziękować, bo w tym trudnym czasie wykazują dużą chęć pomocy potrzebującym. Każdy z nas się boi, nikt nie chce przynieść do domu tego zagrożenia, ale działamy – mówi. – Stresu jest dużo, bo co chwilę coś się dzieje, ktoś gorączkuje. Nie mamy przypadku zarażenia koronawirusem w gdańskich placówkach, ale jest wiele innych infekcji – dodaje Wojciech Bystry.
BEZDOMNI PROSZĄ O… TYTOŃ
To co zaskakuje, to między innymi potrzeba zapewnienia bezdomnym przebywających w noclegowniach tytoniu.
– Przez to, że zbierają niedopałki na ulicy i je palą, czy przez to, że szukają w śmietnikach różnych rzeczy, to zagrożenie zakażeniem jest dość duże. Też ich o tym informujemy – zaznacza Wojciech Bystry. – W placówkach, które są zamknięte, musimy niestety zacząć ten tytoń dostarczać, na co nie mamy środków, bo przecież pomoc społeczna nie zapewnia dostarczania używek. Jednak w momencie izolacji okazuje się to ważnym i odstresowującym czynnikiem. Będziemy pewnie robili akcję społeczną – bardzo dziwną – ale będziemy prosili o tytoń bądź środki na jego zakup, by osoby przebywające w placówkach ich nie opuszczały. Podobne działania w innych miastach już mają miejsce, tak jest na przykład we Wrocławiu – podkreśla.
POTRZEBNA DODATKOWA PLACÓWKA DLA BEZDOMNYCH
Trwają też prace nad organizacją dodatkowej placówki dla tych osób bezdomnych, które wciąż pozostają na gdańskich ulicach. Na razie nie wiadomo gdzie będzie zlokalizowana, ale jest potrzebna. W tej chwili na ulicach w Gdańsku może przebywać około 150-200 osób bez dachu nad głową. Jednocześnie będą też potrzebne osoby do pracy z wykształceniem medycznym, ratownicy i wolontariusze.
– Grupa, którą będziemy ściągali z ulicy, to będą osoby, którymi musimy zaopiekować się medycznie – z ranami i schorzeniami – opowiada Wojciech Bystry.