Listopad, przymrozki, pada pierwszy śnieg…. Czy to dobry czas na spędzenie dwóch tygodni nad Bałtykiem zamiast wygrzewając się na plaży w Egipcie. Tak! Zwłaszcza, że można przeżyć nieoczekiwaną przygodę swego życia. Kilka dni temu do księgarni w całej Polsce trafił kryminał „Urlop nad morzem”, którego akcja jest umiejscowiona na Mierzei Wiślanej – w Sztutowie. Mieszkanka Poznania kupuje stary dom i zamierza spędzać tu kilka tygodni w roku. Ale na razie odstępuje na dwa tygodnie swoje nadbałtyckie lokum swoim przyjaciołom – Beacie i Marcinowi, którzy nie mieli ochoty na listopadowe wakacje w Egipcie. Beata wybiera się na strych i myszkuje wśród rzeczy zostawionych przez byłych mieszkańców. Tu natrafia na dramatyczny list Stasia, który pisze, że mąż matki ją zabił i pochował w piwnicy. Dziecko boi się, że Karl także i jego zabije. Beata i Marcin zszokowani listem zaczynają poszukiwania i rzeczywiście natrafiają w piwnicy na ludzkie szczątki. Rozpoczyna się prywatne śledztwo Beaty, która chce ujawnić okoliczności morderstwa.
W tym momencie przerywam opowieść by nie psuć przyszłym czytelnikom przyjemności poznania szczegółów. Akcja książki przypomina mi podróż pociągiem. Wsiadamy do wagonu, który powoli rusza ze stacji. Znamy cel podróży, początkowo niewiele się dzieje, ale później pociąg nabiera tempa. Jak w przypadku każdego kryminału przy lekturze towarzyszą nam wciąż pytania – kto zabił i dlaczego? Tu dochodzi jeszcze jedno pytanie – czyje szczątki spoczywały przez lata w piwnicy. I autorka zgrabnie podsuwa nam różne pomysły, które czasem wydają się być oczywiste, a czasem niemożliwe. Pod koniec akcja, niczym wspomniany pociąg, wprost pędzi. Pojawiają się nowe wątki sprawy morderstwa i w końcu jedna z hipotez sprawdza się, choć okoliczności są zaskakujące.
Sztutowo, wieś na Mierzei Wiślanej, jest centrum wydarzeń. Tu odkrywane są tajemnice sprzed lat, które mają wpływ na ujawniane przed czytelnikiem okoliczności zabójstwa. Jednym z bohaterów jest Karl – esesman, który był oprawcą w obozie koncentracyjnym Stutthof. Poznajemy człowieka, który mieszkał w Sztutowie przed wojną, w czasie wojny i później nie wyemigrował jak większość Niemców, tylko został w Polsce, ożenił się z Polką. Autorka wplata losy różnych mieszkańców Pomorza i jej bohaterzy odwiedzają różne miejsca. Pojawia się Nowy Dwór Gdański, Elbląg, Kąty Rybackie, malborski sąd mieszczący się przy ulicy Poczty Gdańskiej czy falowiec na gdańskim Przymorzu.
Autorka kryminału zna te miejsca. Agnieszka Pietrzyk (na zdjęciu obok, fot. Biblioteka Elbląska) jest mieszkanką Elbląga, obroniła doktorat na Uniwersytecie Gdańskim w zakresie literaturoznawstwa. Do tej pory wydała dwie książki „Obejrzyj się królu” w 2008 r. oraz „Pałac tajemnic” w 2011 r. Teraz proponuje nam „Urlop nad morzem”. Co ciekawe opisuje Sztutowo takie jakie zapamiętała z dzieciństwa. Mając 12 lat straciła wzrok. Czyta dzięki specjalnym urządzeniom, jej powieści powstają – jak w przypadku większości polskich pisarzy – przy pomocy klawiatury i komputera. Mając świadomość, że czytam książkę osoby niewidomej zachwyciłam się szczegółami opisu np. fryzur czy wyglądu niektórych przedmiotów. Oczami wyobraźni widziałam je, podobnie zapewne jak Agnieszka Pietrzyk.
Po kryminał „Urlop nad morzem” warto sięgnąć jeśli lubimy tego rodzaju literaturę. Czytelnik znajdzie tu napięcie towarzyszące odkrywaniu tajemnic morderstwa. Dodatkowym atutem dla mieszkańców Pomorza będą miejsca akcji, które dobrze znamy.