Polska prowincja nieraz już pokazała, że skrywa wiele tajemnic. Tak jest i tym razem. Michał Otłowski w debiutanckim Jezioraku mierzy się z kinem gatunkowym i wychodzi z tej walki obronna ręką.
Ciężarna podkomisarz Iza Dereń prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia dwóch policjantów. Jeden z nich to ojciec jej dziecka. Dochodzenie prowadzi do chaty bimbrownika, który niespodziewanie zaczyna strzelać. Niedługo potem znalezione zostają ciała dwóch Ukrainek. W miarę upływu czasu wydarzenia okazują się ze sobą powiązane. Dereń wraz z młodym aspirantem Marcem, będzie musiała zmierzyć się nie tylko z mroczną zagadką, ale także ze swoją własną przeszłością.
Wraz z upływem czasu widać coraz większa inspirację skandynawskimi serialami kryminalnymi, a zwłaszcza The Killing. Choć reżyser podkreśla, że nie było to jego zamiarem, ubrana w puchową kurtkę i ciemny golf Jowita Budnik, do złudzenia przypomina komisarz Sarę Linden. Te oczywiste dla wprawnego oka widza odniesienia mogą przeszkadzać. Rozczarowuje również muzyka. To co miało być tłem, wybija się niekiedy za bardzo na pierwszy plan.
Kryminał rządzi się swoimi prawami. Otłowski wykorzystuje w Jezioraku dobrze znane klisze. Wśród bohaterów znajdziemy więc młodego przystojnego aspiranta, silną postać kobiecą w typowo męskim świecie policji, intrygę i zaskakujące zwroty akcji. Reżyser dodał jednak coś jeszcze. Zwrócił się ku bohaterom, sprawiając, że film jest nie tylko zwykłą zagadką, ale także opowieścią o głęboko skrywanym ludzkim cierpieniu.
Autor zadbał także o stworzenie odpowiedniej atmosfery. Tutaj z pomocą przyszły piękne, surowe krajobrazy oraz deszczowa i mglista listopadowa aura. Kolory kończącej się jesieni potęgują wrażenie niepokoju. Siłą filmu jest także doskonała gra aktorska. Jowita Budnik, Mariusz Bonaszewski i Przemysław Bluszcz jak zwykle nie zawodzą. Ich postacie stworzone są od początku do końca. Budnik nie bała się stworzyć postaci odpychającej, kryjącej w sobie żal, strach i złość. Choć mogłoby się wydawać, że wykorzystane środki wyrazu są ograniczone, to właśnie ta gra doskonale kontrolowanymi emocjami sprawia, że bohaterowie są intrygujący. Każdy z nich ma w sobie tajemnicę. Swoją szansę wykorzystał też Sebastian Fabijański. Aspirant Marzec to nie wdzięczący się na ekranie przystojniak, ale postać z krwi i kości.
Otłowski podjął próbę stworzenia polskiego filmu kryminalnego z prawdziwego zdarzenia. Ryzyko się opłaciło. Debiut młodego reżysera jest dziełem zaskakująco dojrzałym i starannie przemyślanym.
Joanna Borowik