Pięć lat po niezbyt przychylnie przyjętych Ślubach panieńskich Filip Bajon wziął na warsztat dramat Gabrieli Zapolskiej. Tym razem postawił na doświadczonych aktorów i wciąż aktualny temat. Opłaciło się, bo Panie Dulskie to solidnie nakręcona tragikomedia.
Dulscy nigdy się w nic nie angażowali. Te słowa wielokrotnie padają z ust członków rodziny. Jakie są powody ich konformizmu i bierności? Sprawdzić to i uwiecznić wynik swoich badań na taśmie filmowej postanowiła Melania Dulska (Maja Ostaszewska). W ten sposób chce rozliczyć się z przeszłością i oczyścić z wszechobecnego zakłamania obłudy. Do młodej reżyserki zgłasza się szwajcarski psychiatra Rainer Dulsky (w tej roli Władysław Kowalski). Mężczyzna czuje, że ma wiele wspólnego z rodową kamienicą rodziny Melanii. Wkrótce oboje odkrywają tajemnice, które na zawsze powinny pozostać w ukryciu.
– To lekka, przyjemna produkcja na jesienny wieczór. Filip Bajon pokazał, że wciąż jest dobrym reżyserem, mówiła po seansie jedna z uczestniczek Festiwalu Filmowego w Gdyni Stefania Nowakowska. – Czy zdobędzie jakąś nagrodę? Trudno powiedzieć, ma bardzo silną konkurencję, dodała.
Dzieło Bajona to aktorski popis trzech doskonałych aktorek – Krystyny Jandy, Katarzyny Figury i Mai Ostaszewskiej. Na planie nie rywalizują ze sobą, ale działają wspólnie. Każda z nich kreuje obraz silnych kobiet, które pragną mieć wszystko pod kontrolą.
Panie Dulskie pragną się od siebie różnić. Nie zauważają jednak, że tak naprawdę są takie same. Z ich działań wyziera hipokryzja i drobnomieszczaństwo. Dbają tylko o własną wygodę. Nawet bunt jest wywołany w celu zmiany pewnego wizerunku. Na uwagę zasługują także odtwórcy ról drugoplanowych i pobocznych, a przede wszystkim – uwodzicielska i ironiczna Katarzyna Herman oraz milczący Olgierd Łukaszewicz.
– Cieszy mnie, że na ekranie spotkały się tak utalentowane osoby. Efekt końcowy filmu to przede wszystkim ich zasługa. Zapolska była doskonałą obserwatorką, a Bajon to wykorzystał. To dobra komedia z głębszym przekazem, komentował po pokazie widz Adrian Grudnicki.
Nie obyło się jednak bez minusów. Intryga nie jest zbyt skomplikowana, przez co dalsze losy bohaterów nie są dla obserwatorów dużą niespodzianką. Szkoda, bo dłuższe utrzymanie widza w niepewności mogłoby sprawić, że dzieło byłoby bardziej interesujące. Brakuje także lepszego poprowadzenia postaci służącej Hanki granej przez Barbarę Wypych, a także filmowego utracjusza Łukasza Fabijańskiego. Grani przez nich bohaterowie są lekko przytłoczeni przez odtwórczynie tytułowych ról.
Filip Bajon stworzył świat, który jest zabawny, ale także przerażający. Działania bohaterów są naszpikowane fałszem, a obsesyjne przestrzeganie konwenansów sprowadzone jest niemal do absurdu. Ta przerysowana rzeczywistość podwójnej moralności nie jest nam jednak tak odległa jak mogłoby się wydawać. To właśnie sprawia, że po projekcji reżyser zostawia widza z cierpkim uśmiechem na twarzy.