Bartosz Prokopowicz w Chemii mierzy się z trudnym tematem śmierci i ponosi klęskę. Inspirowany historią założycielki Fundacji Rak’n’roll Magdy Prokopowicz obraz to dowód, że nie zawsze warto rzucać się na głęboką wodę.
Lena (Agnieszka Żulewska) to młoda kobieta, która decyduje się porzucić dotychczasowe życie, aby czerpać to, co z niego najlepsze. Ubrana w kolorową sukienkę przemierza ulice miasta. Na swojej drodze spotyka Benedykta (w tej roli Tomasz Schuchardt). Mężczyzna jest jej całkowitym przeciwieństwem. To ponurak, który obsesyjnie myśli o śmierci. Między parą rodzi się gorące uczucie. Romans, który miał trwać tylko kilka tygodni staje się miłością na całe życie. Dosłownie, bo Lena nosi w sobie pewną tajemnicę – choruje na raka. Wkrótce kobieta zachodzi w ciążę. Rozpoczyna się nierówna walka z nieustępliwym wrogiem i czasem, który pozostał.
Próżno szukać zalet filmu Prokopowicza. Obraz jest po prostu zły. Zawodzi muzyka, obsada aktorska, a animowane wstawki są irytujące. Reżyser żongluje stereotypami i pustymi emocjami, które uzupełnia pełnymi patosu dialogami i przeestetyzowaną forma. Poważny temat potraktowano w sposób banalny. Dzieło w swoim zamierzeniu miało poruszyć widza i zwrócić jego uwagę na niezwykle ważny temat, jakim jest walka ze śmiertelną chorobą. Tak się jednak nie stało. Powstał film, który razi pustką. Pod ładnym opakowaniem, jakim są zdjęcia Jeremiego Prokopowicza nie kryje się nic, co byłoby warte uwagi odbiorcy.
– Jestem rozczarowana. Widz nie miał nawet okazji pomyśleć podczas seansu, bo wszystko zostało podane na tacy. Reżyser sam sugerował odpowiedzi, nie wymagał niczego od odbiorcy. Nie tego się spodziewałam. Oczekiwałam dobrego filmu o trudnej chorobie, a dostałam wydmuszkę, mówiła po premierze jedna z uczestniczek Festiwalu Filmowego w Gdyni Maria Wośko.
Negatywnych recenzji było o wiele więcej. Dzieło Prokopowicza nie trafiło w gusta gdyńskiej publiczności. – Drętwe aktorstwo, dłużyzny i kulejący scenariusz. Nie wiem, czy zabrakło w nim odrobiny serca, czy może emocje wzięły górę nad twórcą, dodał widz Szymon Jaskółka.
Prokopowiczowi nie można odmówić odwagi. Niestety tak osobiste kino wymaga dużej dozy wrażliwości i dystansu. Chemia miała być artystyczną formą rozliczenia się z bolesnymi doświadczeniami. Zabrakło jednak umiaru i konsekwencji w tworzeniu spójnej wizji.