Niewiele jest debiutów, które wywołują tak duże emocje wśród publiczności. Noc Walpurgi to mocne wejście Marcina Bortkiewicza w kapryśny świat polskiej kinematografii.
Dwudziestokilkuletni dziennikarz Robert (Philippe Tłokiński) chce przeprowadzić wywiad z wielką divą operową Norą Sadler (w tej roli znakomita Małgorzata Zajączkowska). Gdy gasną sceniczne światła, kobieta udaje się do swojej garderoby. Nieprzewidywalna diva wyrzuca młodego mężczyznę za drzwi. Ten jednak jest na tyle zdeterminowany, że udaje mu się spotkać z gwiazdą. Pozornie mało znacząca rozmowa przeradza się w perwersyjną grę, w której warunki dyktuje Nora.
Tuż po projekcji można było dostrzec, że widzowie są lekko skonsternowani. Opinie były skrajnie różne. Tak seans ocenił jeden z uczestników seansu Andrzej Nowacki: – Bortkiewicz brał przykład z wielkich reżyserów i widać, że dobrze odrobił kinową lekcję. Nie ustrzegł się jednak przed błędami. Chciał zbyt wiele naraz. Zapomniał, że to umiar jest najlepszym doradcą. Nasz debiutant ma jednak szczęście. Zostanie zapamiętany dzięki niesamowitej roli Małgorzaty Zajączkowskiej.
Scenograficzny minimalizm, umieszczenie akcji w czterech ścianach i ograniczenie kolorów do czerni i bieli pozwala skupić się na treści obrazu. Momentami wątki sprawiają wrażenie pourywanych, niepasujących do całości. Akcja zwalnia pozostawiając widzów w stanie lekkiego zdezorientowania. Przewodni motyw – holokaust potraktowany został, jako wyjście do podjęcia próby wewnętrznego oczyszczenia. Bortkiewicz zbyt szybko przechodzi z tematu na temat. Nadmiar nie dla wszystkich zrozumiałych odniesień i operowanie trudną problematyką może przytłaczać.
Pewnym jest, że Noc Walpurgi to dzieło obok którego nie można przejść obojętnie. To debiut, który zostanie zapamiętany głównie za sprawą odtwórczyni głównej roli żeńskiej Małgorzaty Zajączkowskiej. Aktorka zagrała jedną z najlepszych ról w swoim życiu. Ukazuje pełne spektrum swoich umiejętności. Nora Sadler to postać skomplikowana, wielowymiarowa, a przy tym niezwykle intensywna. Bez problemu wciąga młodego dziennikarza w swoistą psychodramę. Raz po raz odkrywa wydarzenia ze swojego życia. W jej tragicznej historii pobrzmiewają jednak fałszywe nuty. Zajączkowska ukazuje uzależnienie od brutalności, bezsilność, oderwanie od rzeczywistości. Magnetyzuje i zachwyca.
W dziele Bortkiewicza nic nie jest takim, jakim się wydaje. Pełno w nim tajemnic, niedopowiedzeń, zwrotów akcji. W opanowaną przez upiory noc zdarzyć może się wszystko. Gdy demony przeszłości wychodzą na jaw, pojawia się pytanie o granice szaleństwa. Odpowiedź nie jest prosta. Młody reżyser przedstawia ukryte głęboko we wnętrzu człowieka piekło, z którego nie tylko nie ma wyjścia, ale tak naprawdę nikt nie chce go opuścić.
Joanna Borowik/dr