Nasi dziennikarze muzyczni Kamil Wicik i Paweł Luciński wybrali najlepsze krążki, które ukazały się na rynku w 2015 roku.
Kamil Wicik
1. Riverside – Love, fear and the time machine
Tej płyty, w ostatnim czasie, słuchałem najczęściej. Album zachwyca od pierwszych dźwięków. Znakomite brzmienie, świetne kompozycje. Po przesłuchaniu całości, zawsze żałuję, że to już koniec. Bo chce się więcej i więcej tej muzyki. Zespół od lat konsekwentnie gra bardzo dużo koncertów poza granicami Polski. Ta płyta nie tylko ugruntowała silną pozycję Riverside w świecie rockowej muzyki ale i też otworzyła grupę na nowych fanów. Z niecierpliwością czekam na kolejny album.
2. Steven Wilson – Hand cannot erase
Muzyka Stevena Wilsona to perfekcja w każdym calu, to muzyka dopracowana do granic. Na ostatniej płycie nie tylko dużo rocka. Sporo tam także elementów jazzowych i niezwykle mądrych, przenikliwych tekstów. Tekstów o przyjaźni, miłości, o tym co nas otacza.
Bardzo długo typowałem ten album jako mój numer jeden roku 2015. Wygrał zespół Riverside, ponieważ to ich płyta jednak częściej mi towarzyszyła. Jakbym mógł oba te wydawnictwa miałby u mnie miejsce pierwsze ex aequo.
3. The Maccabees – Marks to prove it
To obecnie jedna z moich ulubionych brytyjskich grup alternatywnych. Każdy album jest dla mnie wydarzenie. I tak było w tym przypadku. To krążek jeszcze lepszy od poprzednika „Given to the wild”. U The Maccabees tradycyjnie dużo nieokiełzanych gitar, świetnych melodii oraz udanego kontrastu energii z melancholią.
4. Lipali – Fasady
I o ile przyjmiemy, że Lipali to delikatniejsze oblicze lidera – Tomasza „Lipy” Lipnickiego, delikatniejsze w kontekście aktywności Illusion, to i tak są tu elementy, których niektórzy raczej nie spodziewali. To najbardziej przebojowa płyta Lipali w historii.
Gitarowa, melodyjna momentami melancholijna i refleksyjna. I to kolejny album, który pokazuje, że Lipa to jeden z najwybitniejszych tekściarzy polskiej muzyki rockowej. Taka liryka to rzadkość na polskiej scenie.
5. Editors – In dream
Lubię tę płytę za piękne melodie. Nowy album oczywiście, jak zwykle, odwołuje się to bogatej tradycji muzyki lat 80. Tym razem jednak uzupełnieniem gitar są brzmienia synth popowe, a nie, jak na początku ich działalności, zimno falowe. Tej ewolucji można było się spodziewać, bo Editors od dawna poszukiwali, próbowali wchodzić w rejony dotąd nieznane w ich twórczości. I to bardzo ciekawe ponieważ czyni to twórczość Brytyjczyków jeszcze bardziej przebojową. Co istotne, niski, mocny głos wokalisty Toma Smitha idealnie kontrastuje z synth popową stylistyką.
6. Tomek Lipiński – To czego pragniesz
To jedna z najbardziej wyczekiwanych – moim zdaniem – płyt ostatnich lat! Od dawna czekałem na nowe piosenki Tomka i jego kapeli. I oczywiście nie zawiodłem się. „To czego pragniesz” to zbiór bardzo charakterystycznych dla Tomka piosenek.
Jest dużo o miłości, trochę o polityce. Na pewno uwagę przykuwa brzmienie tego materiału, bardzo podobne do tego z lat 90., z czasów największych radiowych przebojów artysty.
7. Guy Garvey – Courting the Squall
Jestem oddanym i dożywotnim fanem zespołu Elbow, macierzystej grupy Guy’a Gurvey’a. Może dlatego solowy debiut tak bardzo mnie ucieszył. „Courting the Squall” to nieco inne oblicze wokalisty, jeszcze bardziej liryczne, jeszcze spokojniejsze, sądzę, że bardziej oszczędne muzycznie. To co zachwyca jak zwykle to piękna, wręcz hipnotyczna barwa głosu wokalisty. Jak ja mu tego zazdroszczę!
8. Dave Gahan & Soulsavers – Angels & Ghosts
Marka sama w sobie. Dave Gahan w bardzo dobrej formie wokalnej. Do tego świetne piosenki, nierzadko mroczne i tajemnicze. „Angels & Ghosts” to też płyta bardzo różnorodna bo inspirowana m.in. muzyką gospel czy bluesem. Mało brakowało a byłbym na ich koncercie w Nowym Jorku. Niestety dokładnie w dniu występu wracałem do Polski.
9. Klimt – Genesa
„Genesę” lubię za emocje. To album, który przenosi mnie do innego, nierealnego świata. To muzyka ilustracyjna, filmowa, niemalże baśniowa. Dużo tu post-rocka, sporo nienachalnej, delikatnej elektroniki, który działa naprawdę kojąco.
„Genesa” od początku bardzo podobała się słuchaczom Radia Gdańsk. Żal tylko, że Klimt czyli Antoni Budziński z Sopotu jest wykonawcą tak mało znanym w Polsce.
10. Organizm – Plaża babel
Lubię ten materiał przede wszystkim jednak za teksty. Od lat jestem admiratorem poetyckiej twórczości Andrzeja Dąbrowskiego, wokalisty i basisty kapeli. Są to słowa, w których wielu z nas może odnaleźć siebie. Lirycznie to płyta o ludzkich dylematach, o braku i potrzebie miłości, o odrzuceniu.
Liryka na najwyższym poziomie. To bardzo konkretny, mocny, wartościowy, czasem bolesny przekaz. Nowy album Organizmu pokazuje też, że zespół rozwija się muzyczne. Poszukuje i do swoich surowych gitar dołożył subtelną elektronikę.
Paweł Luciński
1. El Vy – Return to the moon
Wspólny projekt Matta Berningera (The National) i Brenta Knopfa (Menomena, Ramona Falls) z niewielką(?) pomocą muzyków I Am Kloot. Powstał album smutny, który wprowadza w dobry nastrój. Brak słów, po prostu piękna płyta.
2. Guy Garvey – Courting the squall
Wokalista Elbow, chyba odrobinę znudzony zamknięciem w stylistyce zespołu, pozwolił sobie na kilka wycieczek poza tak zwany schemat.
Jednak w większości piosenki brzmią, jakby zostały wyjęte z płyt Elbow albo napisane na kolejny album zespołu. I to wystarczy za rekomendację.
3. Editors – In dreams
Mniej Joy Division, więcej Pet Shop Boys, a nawet Bronski Beat. Brzmi niewiarygodnie, ale brzmi znakomicie. Zespół robi swoje, bez oglądania się na innych i nie boi się “obrazy” dotychczasowych fanów. Szacunek, ukłon i stałe miejsce w odtwarzaczu.
4. Smolik/Kev Fox – Smolik/Kev Fox
Smolik – PL, Kev – UK. Niech żyje przyjaźń polsko-brytyjska. Fenomenalne połączenie talentów obu Panów. Album światowego formatu i znakomity pomysł na okładkę.
5. Dave Gahan & Soulsavers – Angels and Ghosts
Dwa w jednym. Coś dla sympatyków mrocznych klimatów Soulsavers i nieco lżejszych Depeche Mode. Połączenie wciągające, intrygujące, hipnotyzujące…
6. Father John Misty – I love You, Honeybear
Mistyczny Tatuś wprowadza w niezwykły świat urzekających melodii. Z jednej strony zaaranżowanych w bardzo współczesnym stylu, z drugiej nawiązujących do amerykańskiego folku i psychodelii sprzed niemalże pół wieku. Skojarzenia z Grizzly Bear jak najbardziej na miejscu.
7. The Waterboys – Modern Blues
Wbrew tytułowi, bluesa tu niewiele. Za to dużo rzetelnego rocka w perfekcyjnym wykonaniu. Jeśli dodać do tego poetyckie teksty Mike’a Scotta, otrzymujemy album, który od razu ląduje na najwyższej półce.
8. Blur – The Magic Whip
Blur to legenda brytyjskiej muzyki. Powrócili po dłuższej przerwie w wielkim stylu. Bez przebojowości Gorillaz, bez eksperymentów w stylu solowych projektów Damona Albarna (szefa formacji), bez wielkiej promocji. Ale po raz kolejny pokazali klasę.
9. Tomek Lipiński – To, czego pragniesz
Tomek długo kazał nam czekać na nowy album. Ale warto było… Jak zwykle świetne teksty, bardzo pozytywne przesłanie. Muzycznie sporo nawiązań do poprzednich płyt Tomka, Tiltu i Brygady Kryzys, ale jest do czego nawiązywać.
10. Lana Del Rey – Honeymoon
Lana – jak zwykle – tworzy niesamowity klimat. Melancholijne, oniryczne melodie wpadają w ucho i oczarowują. Przywołują “zakręcony” klimat Twin Peaks.
mat/amo