British Lion… i mało kto wie o co chodzi, ale kiedy pada nazwisko Steve’a Harrisa, wszystko staje się jasne. Jeden z najlepszych basistów świata, wielokrotnie klasyfikowany na listach najważniejszych postaci heavy metalu, człowiek instytucja. Ta instytucja nazywa się Iron Maiden. W Gdańskim klubie B90 w środę 23 listopada odbył się koncert tego legendarnego basisty, który wraz z zespołem zawitał do Polski na dwa koncerty.
Tym razem Eddie został w domu a Harris przyjechał do Polski z Lwem. British Lion to solowy projekt basisty Iron Maiden. Wraz z grupą znajomych, z którymi grywał od lat, wydał w 2012 roku debiutancki album pod tą samą nazwą. Płyta (od której tytułu wzięła się nazwa zespołu) wielokrotnie recenzowana na przestrzeni ostatnich 4 lat, budzi kontrowersje wśród fanów dotychczasowej twórczości Harrisa. Czym jest British Lion – przekonaliśmy się na własnej skórze.
VOODOO SIX
Rzadko bywa tak, że support jest w stanie entuzjastycznie rozgrzać publiczność przed gwiazdą wieczoru, tym razem niewątpliwie się udało. Wszystko wskazywało na to, że kto miał przyjść był już na miejscu. Przed grupą Steve’a Harrisa zaprezentowali się Brytyjczycy z Voodoo Six, którzy gdańskim fanom Iron Maiden powinni być dobrze znani – otwierali koncert Żelaznej Dziewicy w lipcu 2013 roku w Ergo Arenie. Wtedy miejsce, scena oraz frekwencja były nieporównywalnie większe niż w środowy wieczór w B90. Trzy lata temu Voodoo Six dał znakomity występ, jednak od tamtej pory w zespole doszło do ważnej zmiany personalnej. Grupę opuścił wspaniały wokalista Luke Purdie, a zastąpił go Nik Taylor-Stoakes. Wokalista zupełnie innego pokroju, chociaż również był bardzo dobry zarówno jeżeli chodzi o śpiew jak i o bycie frontmanem.
PODOBNY POCZĄTEK
Nik miał bardzo dobry, czysty głos, choć brakowało mu wokalnego pazura i pewnej agresji, które cechowały jego poprzednika (co szczególnie było słychać w „Sink or Swim”). Niestety wokalista był bardzo słabo nagłośniony, przez co ciężko było mu się przebić przez instrumenty. Występ zaczęli od bardzo chwytliwego „Falling Knives”, którym… zaczęli również swój poprzedni gdański występ przed trzema laty. Nie zabrakło też innych utworów, które wtedy grali, jak np. nieco balladowego „Lead Me On”.
Gra gitarzysty Matta Pearce’a robiła wrażenie, a basista Tony Newton (który oprócz gry w Voodoo Six jest jednym z technicznych Iron Maiden) był wręcz drugim frontmanem. Wszędzie było go pełno, utrzymywał kontakt z publicznością i naśladował pewne patenty swojego starszego kolegi po fachu, jak np. „strzelanie” z gitary. Zespół założony kilkanaście lat temu przez Richie’ego Faulknera (od kilku lat gitarzysty Judas Priest) dał bardzo dobry występ. Pozostaje mieć nadzieję, że będą częściej grywać w Polsce i z nowym wokalistą przygotują materiał na miarę wydanego trzy lata temu „Songs To Invade Countries To”.
BRITISH LION
Koncert otworzył świetny „This is My God” utwór do którego zespół nagrał teledysk promocyjny. Zdecydowanie idealny kawałek na otwarcie występu. Można się pokusić o stwierdzenie, że jest trochę w stylu Iron Maiden. Bez najmniejszego problemu można wyobrazić sobie Bruce’a Dickinsona na wokalu w tym i nie tylko w tym numerze, ale wróćmy do koncertu.
Za mikrofonem był Richard Taylor – niezwykle utalentowany wokalista. Zarzuca mu się wokalną bezpłciowość, czego absolutnie nie można zrozumieć. Oczywiście jeśli British Lion będzie się porównywało do Iron Maiden, a Taylora do Dickinsona, to niestety z góry spisuje się na porażkę tych pierwszych. Jednak nie powinno się dokonywać takich porównań a priori. Trudniej przez nie docenić ciekawą, jasną barwę głosu tego wokalisty o charakterystycznym „przytłumionym” wokalu.
NA ŻYWO LEPIEJ NIŻ NA PŁYCIE
Zespół zaprezentował niemal cały materiał z solowej płyty plus dodatkowe numery które niewątpliwie zwiastują przyszły materiał. Kolejnym numerem był, również bardzo dobry, „Lost Worlds”. O ile szaleństwa pod sceną i gubienia butów raczej nie dało się zaobserwować, to zdecydowanie kawałki były odbierane z wielkim entuzjazmem. Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że British Lion prezentują melodyjny heavy metal o bardzo wyważonym środku miedzy heavy a rockiem początku lat 80 tych. Potwierdzeniem tych słów definitywnie jest kolejny numer „The Chosen Ones”. Chyba najlepiej oddaje charakter British Lion.
Niewątpliwie największe poruszenie wzbudził kolejny promocyjny kawałek z pierwszej płyty, a zarazem jeden z najciekawszych, „Us Against the World”. Świetny, energetyczny, a przede wszystkim koncertowy numer. Nie da się ukryć, że na płycie wszystkie numery brzmią o wiele bardziej płasko. To kolejny zarzut do Harrisa, który osobiście zajmował się nagrywaniem albumu. Prawda jest taka, że płyta nijak ma się do tego, co zespół prezentuje na scenie.
ODDANIE DLA FANÓW
Na sam koniec wykonali „Eyes of the Young”. Gdyby ktoś napisał, że jest to cover Bon Jovi, każdy by uwierzył, ale prawda jest taka, że to kolejna odsłona bardzo szerokiego stylistycznie brzmienia British Lion. Wesoły, melodyjny a przede wszystkim porywający w refrenach utwór. Zespół zakończył koncert grając kilkanaście numerów bez schodzenia ze sceny. Mimo że klub nie był przepełniony to zdecydowanie był to świetny koncert, a Steve Harris udowodnił, że mimo 60 lat na karku wciąż kocha muzykę i robi to bo lubi.
To jest miara prawdziwego zespołu – bez względu na to czy na sali jest 50 czy 5 000 fanów, którzy poświęcili swój czas i zaufali, że czeka ich niezapomniany koncert – muzycy dają występ jakby grali na Wembley. Taki właśnie był koncert British Lion, który zgromadził w B90 kilkusetosobową widownię. Można mieć do nich ogromny szacunek za to, że na koncercie dają z siebie wszystko i udowadniają, że są dla muzyki i dla ludzi którzy ich wspierają.
SPOTKANIE STEVE’A Z FANAMI
Dowodem na szacunek wobec fanów było spotkanie z nimi po koncercie. Gdy zespół zszedł ze sceny ponad stu fanów ustawiło się w długiej kolejce i przez ponad pół godziny czekało na wyjście swojego idola i jego ekipy. Steve Harris poświęcił trochę czasu każdemu, kto chciał się z nim sfotografować i wziąć autograf na płytach. Basiście nie robiło różnicy czy ktoś przyniósł mu trzy płyty czy dwadzieścia – nikt, kto na niego czekał nie wyszedł bez podpisanej pamiątki i wspólnego zdjęcia.
NOWA PŁYTA
Z nieoficjalnych źródeł wiadomo że Harris przymierza się do wydania kolejnego albumu pod szyldem British Lion. Niestety będziemy musieli jeszcze chwile poczekać bo jak twierdzi na razie nie ma wystarczającej ilości materiału. Jednak w przypadku tak znakomitego muzyka, który swój talent kompozytorski poza albumem British Lion, potwierdził na szesnastu płytach Iron Maiden, warto poczekać na te dźwięki.