– Mam mieszane uczucia. W momencie wybuchu wojny miałem 19 lat – mówi Wiesław Gruszkowski, architekt, który odbudowywał Gdańsk. Jego zdaniem wystawa w Muzeum II Wojny Światowej, choć jeszcze niedokończona, świadczy o ogromie pracy organizatorów i potrafi zaskoczyć czymś nowym także tych, którym wojna aż nazbyt dobrze wryła się w pamięć.
Prace nad wystawą stałą trwały osiem lat. Główna ekspozycja zajmuje pięć tysięcy metrów kwadratowych. W 400 gablotach jest prezentowanych ok. 2,5 tysiąca eksponatów. Na 250 stanowiskach multimedialnych jest ponad cztery godziny materiałów filmowych i 1100 stron tekstów merytorycznych. O wrażenia towarzyszące zwiedzaniu zapytaliśmy kombatantów i legendarnego już gdańskiego architekta.
„TAKTOWNIE POKAZANO OKRES SOJUSZU POMIĘDZY NIEMCAMI I ROSJANAMI”
– Mam mieszane uczucia. W momencie wybuchu wojny miałem 19 lat. Pamiętam ówczesne gazety, zdjęcia, plakaty propagandowe. To wszystko mi się przypomina. Ale zobaczyłem też w muzeum rzeczy, których w swoim długim przecież życiu nie widziałem, jak np. niektóre kadry filmowe odnoszące się zarówno do I i II wojny światowej. Poza tym są rzeczy, których na pierwszy rzut oka nie widać, ale można sobie wyobrazić, ile pomysłowości i ciężkiej pracy, której nikt nie zauważa, musieli włożyć w ich przygotowanie realizatorzy i organizatorzy. To jest coś, co jest pod spodem. Trzeba sobie pomyśleć, co ci ludzie mieli do dyspozycji. Jakieś ułamki oryginalnych sprzętów wojennych, części umundurowania, rzeczy przyniesione przez rodziny tych, których już nie ma – wskazuje Wiesław Gruszkowski, polski architekt, urbanista, emerytowany profesor Politechniki Gdańskiej, który brał udział w odbudowie Gdańska, a także zasiadał w gronie jury międzynarodowego konkursu na projekt siedziby Muzeum.
Zdaniem profesora Głuszkowskiego „bardzo dobrze i taktownie” pokazano okres sojuszu pomiędzy Niemcami i Rosjanami, który zadecydował nie tylko o losach kraju, ale – jak przypomina profesor – o losach całego świata. – Niemcy nie mogli ryzykować uderzenia na Polskę bez zapewnienia sobie współpracy Armii Czerwonej. I o tym się nie mówi, o tym się nie pamięta, a wielu ludzi uważa to za zawracanie głowy – twierdzi profesor, chwaląc część wystawy upamiętniającą pakt Ribbentrop-Mołotow.
„PRZYPOMNIJMY ZATKNIĘCIE POLSKIEJ FLAGI NA DWORZE ARTUSA W GDAŃSKU”
– Chciałbym, żeby w inny sposób zaznaczono moment wkroczenia Armii Czerwonej do Gdańska. W tej chwili nie mówi się o wyzwoleniu Gdańska, ale przynajmniej ten symbol, którym jest zatknięcie polskiego sztandaru na Dworze Artusa, powinien być wyeksponowany. Tłumaczenie, że to będzie się znajdowało w multimediach, mnie nie satysfakcjonuje. Żaden uczeń nie będzie tam zaglądał. Chcielibyśmy tu, w Gdańsku, zobaczyć biało-czerwoną flagę zatkniętą przez żołnierzy I Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte. Jako związek kombatancki będziemy się tego domagać – zaznacza Stanisław Skrzypski, prezes Zarządu Okręgowego Związku Inwalidów Wojennych Rzeczypospolitej Polskiej.
Kolejny z pytanych kombatantów, major w st. sp. Edmund Popieliński, prezes Zarządu Wojewódzkiego Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Kombatantów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie także wspomina „pancerniaków”.
– To wspaniała wystawa i wielki nakład ludzkiej pracy. Szkoda, żeby to zostało zmarnowane. Czekamy na dalsze decyzje. Nie podoba mi się jedna rzecz. Dlaczego Sherman (amerykański czołg) stoi tak pięknie wyczyszczony i oświetlony, a T-34 (czołg konstrukcji radzieckiej) został umieszczony w takiej „studni”. Można myśleć, że wszystko najgorsze, co spowodowała wojna, spowodował m.in. T-34. A one tak samo siały śmierć, bo po to są czołgi. Jednymi i drugimi jechali polscy żołnierze. Pochodzę ze wschodu. Część mojej rodziny jechała na tych czołgach, część na tych.
„GDAŃSZCZANIE BĘDĄ MOGLI ZOBACZYĆ, O CO JEST TEN WIELKI POLITYCZNY KRZYK”
– Przyszliśmy tu na szczególną rodzinną lekcję historii. Przyszła z nami babcia Karola, mojego syna, która wiele lat spędziła na Syberii. Mogę się zatem opierać nie tylko na własnej opinii, ale także na opinii jej i zawodowych historyków, którzy przyszli obejrzeć prapremierę tego muzeum. Oni wszyscy są pod dużym wrażeniem. Jest to wystawa, która mówi bardzo ważne rzeczy o II wojnie światowej, o jej kontekście i długofalowych skutkach. Polska jest przy tym osią tej narracji – mówi Roman Daszczyński, dziennikarz portalu gdansk.pl, który na wystawie pojawił się wraz z rodziną.
Wypowiedzi zwiedzających zostały zebrane „na gorąco” 23 styczna, kiedy Muzeum II Wojny Światowej mogli zobaczyć dziennikarze oraz osoby biorące udział w tworzeniu ekspozycji, a także przedstawiciele środowisk kombatanckich. W weekend 28-29 stycznia odbywają się natomiast Dni Otwarte Muzeum. Organizatorzy przewidują, że w sobotę i niedzielę wystawę zobaczy 2000 osób. Tyle biletów mieli okazję zarezerwować wszyscy zainteresowani darmowym wstępem do muzeum. Kontrowersje związane z połączeniem Muzeów II Wojny Światowej i Westerplatte najwyraźniej sprawiły, że niedokończona jeszcze wystawa zyskała na popularności. Wszystkie bilety, które przygotowano w ramach Dni Otwartych, rozeszły się na pniu w zaledwie 3 godziny.
Wszystkich, dla których zabrakło wejściówek, zapraszamy do słuchania Radia Gdańsk. W sobotę 28 stycznia po godzinie 9 Beata Szewczyk poprowadzi program Nie śpij, zwiedzaj z Radiem Gdańsk na żywo z Muzeum II Wojny Światowej.
puch