„Ostatni Jedi” nową nadzieją dla starych fanów Gwiezdnych Wojen [RECENZJA BEZSPOILEROWA]

Przed 13 grudnia wielokrotnie zastanawiałem się, jak bardzo „Ostatni Jedi” będzie kalką analogicznych części poprzednich trylogii, tak jak „Przebudzenie Mocy” raziło wręcz momentami zapożyczeniami z „Nowej Nadziei” czy „Mrocznego Widma”. Na tym polu bardzo pozytywne zaskoczenie: jeżeli już były nawiązania do wcześniejszych części gwiezdnej sagi, to były bardziej subtelne niż w przypadku epizodu siódmego. Nie raziły, wręcz przeciwnie: urozmaicały i ubogacały całość.
Co mogę powiedzieć, żeby nie zdradzić zbyt wielu szczegółów? Na pewno, że Luke jako Mistrz Jedi pokaże się z ciekawej strony, niekiedy przypominając swoich Mistrzów Obi-Wana Kenobiego oraz Yodę (fani niewysokiego, zielonego Mistrza Jedi powinni być wniebowzięci). Osoba Luke’a jest tu pokazana bardzo szeroko, choć nie brak tu nuty tajemnicy. Bardzo dobrze pokazano księżniczkę Leię. Od śmierci Carrie Fischer mija już rok, a „Ostatni Jedi” to piękny hołd dla aktorki, odgrywającej jedną z sztandarowych ról w Gwiezdnych Wojnach. Zdradzę jedynie, że ósmy epizod filmowy gwiezdnej sagi to nie koniec przygód księżniczki Alderaana. Jakie będzie wejście Luke’a? Tego nie zdradzę. Powiem tylko, że nie zapyta Rey o swoją dłoń, którą stracił razem z mieczem na Bespinie po pojedynku z Darthem Vaderem w „Imperium Kontratakuje”.

Co z nowszymi postaciami? Zarówno Rey, Finn jak i Poe, a także Kylo Ren (tudzież Ben Solo) mają większe pole do popisu niż w „Przebudzeniu Mocy”, szczególnie Poe. Kylo Ren po dość kiepskim wejściu w uniwersum Gwiezdnych Wojen ma teraz większe szanse, żeby zyskać sympatię fanów. Grany niezmiennie od 40 lat Anthony’ego Danielsa CP3O odzyskał złote ramię (bez czerwonego łatwiej go rozpoznać, fani wiedzą o czym mówię; polecam poszperać w wydanych niedawno na polskim rynku komiksach, w których jest historia czerwonego ramienia słynnej „Złotej Sztaby”, jak swojego czasu marudnego droida protokolarnego nazywał Han Solo). Fani, których ucieszyło przebudzenie R2-D2 pod koniec poprzedniej części również powinni być zadowoleni, szczególnie z momentu spotkania biało-niebieskiego astromecha z jego dawnym właścicielem. Młodszy kolega dwóch wszechobecnych droidów BB-8 nadal stara się być duszą akcji. Porgi, małe stworzenia, które w trailerach towarzyszyły Chewbacce podczas pilotowania Sokoła Millenium również są miłym ubarwieniem filmu. Trudno ich nie polubić. Inne nowe postacie, które towarzyszą znanym już bohaterom również wypadają na plus.

LEKKI NIEDOSYT

Nieco większe oczekiwania miałem wobec Najwyższego Wodaz Snoke’a, który nadal pozostaje wielką zagadką oraz wobec kapitan Phasmy, której nie lubię nadal i wciąż nie rozumiem pompowania jej postaci oraz poświęcania jej całej książki, która na polskim rynku ma ukazać się w przyszłym roku. W najnowszym filmie wciąż nie jestem przekonany do jej osoby. Wobec osoby Snoke’a czuję niedosyt, choć liczę, że kolejny film lub kolejne książki powiedzą o nim nieco więcej.

Akcja filmu toczy się bardzo płynnie i bardziej dynamicznie niż w „Przebudzeniu Mocy”. Nie brak humoru, ale na lepszym poziomie niż w epizodzie siódmym. Coraz lepiej prezentują się bitwy kosmiczne oraz naziemne. Rozwój technologii filmowej sprzyja Gwiezdnym Wojnom. Znakomicie wypada muzyka mistrza Johna Williamsa, którego dźwięki towarzyszą gwiezdnej sadze od samego początku. Oby i kolejne części były okraszone jego muzyką.

Jako fan Gwiezdnych Wojen od blisko 20 lat, który ma kilkadziesiąt książek z unieważnionego niestety starego uniwersum niełatwo przekonuję się do nowych książek czy filmów z gwiezdnej sagi. W przypadku epizodu ósmego było zupełnie inaczej.

Rian Johnson stworzył film, który jest moim zdaniem najlepszym tworem z nowego kanonu Gwiezdnych Wojen. Bardzo dobrze rokuje na zapowiadaną kolejną trylogię, której reżyserem ma właśnie być Johnson. Twórca „Przebudzenia Mocy” J.J. Abrams, który ma wyreżyserować część dziewiątą, zamykającą obecną trylogię, ma bardzo trudne zadanie. Przeskoczyć poziom filmu Johnsona będzie niełatwo (w międzyczasie czeka nas jeszcze spin-off o młodym Hanie Solo). Niech Moc będzie z nim!

Rafał Mrowicki
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj