– Jeżeli pomimo swojej choroby i swojego wieku udaje mi się dostać na zawody i móc rywalizować z gwiazdami formatu europejskiego, to jest to dla mnie informacja, że idę w dobrą stronę – mówi tancerka Paulina Korol. W rozmowie z Radiem Gdańsk instruktorka opowiada o swojej pasji i chorobie. Paulina jest instruktorką Pole Dance w gdańskiej szkole tańca.
Radio Gdańsk: Jak zaczęła się twoja przygoda z Pole Dance?
Paulina Korol: W 2011 roku zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane. Zanim to nastąpiło, prowadziłam swój salon fryzjersko-kosmetyczny i sport mnie zupełnie nie interesował. Siłownia była zbyt wymagająca, a na karate nie było nikogo przystojnego (śmiech). Kiedy usłyszałam diagnozę wiedziałam, że coś musi się zmienić. Postanowiłam, że zamykam salon i idę na kurs instruktora fitnessu, a co będzie później – to się okaże. Potem trafiłam na zajęcia z Pole Dance i mój świat przewrócił się do góry nogami. Stwierdziłam, że to jest to, co chcę robić do starości – chodzić o lasce przy rurce i tańczyć.
Wiem, że podczas zawodów Pole Dance Show zaprezentowałaś układ dedykowany osobom ze stwardnieniem rozsianym. Skąd taki pomysł?
Moja diagnoza przekłada się na wszystko, co robię – także na taniec. Natomiast całe moje życie podporządkowane jest treningom, dzieciom i mężowi. Pole dance i moja choroba bardzo się ze sobą łączą. Podczas tego układu tańczyłam „na ślepo” z oczami przewiązanymi opaską. Nie widziałam kompletnie nic. Objawy stwardnienia rozsianego dotyczą również często oczu. Zależało mi na tym, aby pokazać ludziom, którzy nie znają tematu, że chorzy istnieją i walczą. Natomiast tym, którzy cierpią na stwardnienie rozsiane, chciałam przekazać, że jeżeli jeszcze mogą, niech robią maksymalnie jak najwięcej.
W jaki sposób objawy twojej choroby wpływają na trenowanie?
Przykładowo, podczas prezentowania wcześniej wspomnianego układu, miałam moment osłabienia mięśni. Na szczęście wybrnęłam z tej sytuacji, bo jestem dobra w improwizowaniu. Dało mi to chyba taką satysfakcję, że mam 36 lat, choruję od 2011 roku, a teraz wyjdę na scenę, zawiążę oczy i będę tańczyć. Generalnie niektórym zrobienie jakiejś figury po tak długim okresie trenowania nie sprawia jakiegokolwiek problemu. Dla nich to jedno wejście na salę, powtórzenie kilka razy i już to mają. U mnie jest trochę inaczej. Ja muszę o wiele więcej siły włożyć w to, żeby w ogóle utrzymać się na rurze. Moje dłonie nie zawsze chcą ze mną współpracować. Czasami czuję przenikający ból. Innym razem pojawia się mrowienie w dłoni, następnie drętwienie, a potem chwilowy brak czucia. W jakiś sposób mogę powiedzieć, że jestem ograniczona. Jeśli jednak nie mogę zrobić czegoś siłowego, zawsze mogę zrobić coś bardziej kobiecego. W Pole Dance każdy może znaleźć odpowiednie dla siebie miejsce.
Oznacza to, że Pole Dance może mieć wiele nisz?
Oczywiście. Mamy typowy Pole Dance, Exotic Pole, Pole Sport. Odmian Pole Dance pojawia się coraz więcej. Teraz można zapisać się nawet na zajęcia Twerk Exotic.
Nadal zajmujesz się fryzjerstwem, wizażem, jesteś instruktorką, żoną, mamą trójki dzieci i tancerką. Jak godzisz te wszystkie role?
Nie jestem osobą, która potrafi długo siedzieć w miejscu spokojnie. Jeżeli jestem w domu dłużej niż 24 godziny i nie robię nic to czuję, że umieram. Można powiedzieć, że jestem wielofunkcyjna. Ten cały bałagan życiowy, przez który codziennie trzeba się przedzierać, nie jest łatwą sprawą, ale wszystko da się pogodzić, tylko trzeba chcieć. Wstaję rano, piję kawę, ogarniam swoje potomstwo i męża. Mój mąż poza tym bardzo mi we wszystkim pomaga i dużo zajmuje się dziećmi, dając mi przestrzeń do realizacji.
Czy są takie ograniczenia, które uniemożliwiają trenowanie Pole Dance?
Najczęściej spotykanymi chorobami, które mogą nas ograniczać, są poważne dyskopatie kręgosłupa. W takim wypadku nie jest to wskazany sport, gdyż naraża nas na uszkodzenie nerwów. Natomiast otyłość, niski wzrost, żylaki na nogach, bycie matką, obwisły brzuch, zmarszczki czy niefirmowe spodenki nie są żadną przeszkodą, jeśli chce się tańczyć. Przede wszystkim najpierw trzeba zmienić podejście w głowie.
Od jak dawna jeździsz na zawody?
Pierwsze zawody, na które zdecydowałam się pojechać, odbyły się zaraz po urodzeniu mojego trzeciego dziecka w 2016 roku. Mój młody miał wtedy pół roku. Filmik zgłoszeniowy wysłałam 2 miesiące po porodzie. Pamiętam, jak próbowałam wtedy w ogóle wejść na rurkę. Nigdy wcześniej nie kręciło mi się w głowie podczas obrotów, a tutaj nagle okazało się, że muszę nauczyć się wszystkiego od początku. Udało mi się zakwalifikować do jednych z lepszych zawodów na terenie Polski – Pole Dance Show w Kielcach.
Czy miałaś jakiś moment rezygnacji albo czułaś, że jest za ciężko?
Dla mnie fakt, że jest ciężko, jeszcze bardziej motywuje, aniżeli dołuje. Jeżeli pomimo swojej choroby i swojego wieku udaje mi się dostać na zawody i móc rywalizować z gwiazdami formatu europejskiego – to dla mnie jest informacja, że idę w dobrą stronę. Nawet jeśli nie zajmuję miejsca na podium.
Czym jest dla ciebie Pole Dance?
Pole Dance to sposób na życie. Szkoła tańca nie jest jakimś wybitnie dochodowym biznesem. Dla mnie ważne są te momenty, kiedy przychodzi do ciebie uczennica i po pół roku robi rzeczy, o których nawet nie marzyła.
Rozmawiała: Emilia Czartoryska