Rudy Kot znów był otwarty dla gości. Odwiedzający mogli obejść wnętrza kultowego gdańskiego klubu muzycznego w czasie niedzielnych urodzin ulicy Garncarskiej. Skute do cegieł ściany i gołe stropy dawni bywalcy ubrali w opowieści o muzyce, miłości i smaku Pepsi.
Rudy Kot to teraz 4 kondygnacje pozbawione wyposażenia, z powyrywanymi ze gołych ścian kablami. Właściwie wdarcie się tu w nocy mogłoby być gratką dla miłośników urbexu (z ang. urban exploration – eksploracja opuszczonych, zrujnowanych budynków, instalacji).
– Tu była scena. Tu stały stoliki. Tam było wejście na balkony, a tam biuro szefa – wskazuje Wojciech Wiśniewski, który zaczynał w Rudym Kocie karierę muzyczną. – Najpiękniejsze wspomnienia. Wyszliśmy wtedy z kolegami z wojska, to był koniec lat 60. Nasz zespół nazywał się Pastele. Cztery miesiące graliśmy tu ludziom do tańca.
Odwraca się i patrzy na wiszące na ścianie zdjęcie w dużym formacie: – O, Darek Kozakiewicz, Wojtek Korda, Michaj Burano, pan redaktor Walicki, (Franciszek Jan Walicki, dziennikarz muzyczny – przyp. red.), pan Ryszard Poznakowski, Andrzej Nebeski. – Stojąca obok żona pana Wojciecha Elżbieta Wiśniewska zadziera głowę: – A tu, zobacz, Czesio Niemen i żona Wojtka Kordy, i Wiesio Bernolak z Czerwono-Czarnych.
Posłuchaj, jak przed laty bawiono się w kultowym gdańskim klubie Rudy Kot:
Rozmawiamy kilkanaście minut. O tym, że klub był jak centrum, wokół którego się krążyło. Tu powstawały zespoły, ludzie osłuchiwali się wzajemnie, tworząc scenę. Tu odtwarzane były płyty z muzyką z Zachodu, co poszerzało muzyczną wiedzę i wyobraźnię. W końcu tu się tańczyło, podrywało i zakochiwało.
– To nie tylko muzyka, ale też spotkania. W tych moich czasach, tak na początku lat 70., w każdą niedzielę zapraszano ciekawych ludzi, artystów. Pamiętam przepiękne spotkanie z panem Wojciechem Młynarskim. Ci ludzie niekoniecznie tu występowali, po porostu byli w Trójmieście, a kierownictwo ich zapraszało. Bywali tu pisarze, dziennikarze, sportowcy – mówi Wojciech Wiśniewski.
– Z takich wspomnień mniej artystycznych, to wie pan co, ja tu pierwszy raz piłam Coca-Colę… Nie, zaraz, u nas była Pepsi-Cola. Tak, to była Pepsi. O, Boże, jak to smakowało. Dziś nawet nie tknę butelki – Elżbieta Wiśniewska uśmiecha się. – Zresztą, wie pan, wszystko smakuje inaczej po raz pierwszy i kiedy ma się 20 lat.
Wychodzę na zewnątrz. Trwają urodziny ulicy Garncarskiej. Na jezdni stoi duży stół. Dosiadam się, nie wyłączając mikrofonu. Ludzie chcą opowiadać. A kiedy rozmawiamy, znów przychodzi Rudy Kot.
– Mieszkamy tu z mężem 60 lat – mówi pani Wanda. – Moja córka lubiła tańczyć. Schodziły się z koleżankami do nas i potem szły na te fajfy (z ang. zabawa taneczna o piątej po południu).
Pytam: – Bywało tak, że mama chwytała za rękę i mówiła, nie idź, tam córuś. Oj, nie tam. Wie pani, pytam, bo teraz wszyscy mówią, że to takie kultowe kulturalne miejsce.
– Różnie bywało. No, dobra, czasem tak reagowałam. Bo tak się szykowały, takie przejęte – Rudy Kot, Rudy Kot. Ale wiedziałam, że kocha tańczyć, to puszczałam. Też niektórym hałas trochę przeszkadzał. Ale co tam, to już było. Chociaż ja tak sobie myślę, jeśli mają to od nowa zbudować, to może też coś dla starszych by było. Nie tylko młodzi chcą potańczyć. Co prawda, szybko się męczę, ale chociaż posłuchać.
Myślę: „Czy Rudy Kot wróci. Nie, nie wróci. Kto tak sądzi, myśli, że można wyciąć kawałek przeszłości i przeszczepić go, przyszywając do dziś. Wtedy Gdańsk był oknem na świat, a rudy kot anteną ustawioną w tym oknie. Teraz wszystkie nastolatki na świecie jednego dnia słyszą ten sam utwór. I czy w ogóle słucha się jeszcze całych płyt, czy tylko strumieni zawieszonych w cyfrowych chmurach?”.
– Czekamy na reanimację Rudego Kota. Czasem martwimy się, czy nie będzie za głośno. Byłoby miło, gdyby było to miejsce kameralnych koncertów, bardziej wysublimowane. Gdyby ta przestrzeń była zdywersyfikowana, żeby miały tam miejsce różne działania kulturalne. Czytałam, że ma być tam kino studyjne, na dole jakieś bistro, plus miejsce przestrzeni kreatywnej dla artystów. Jeśli tak będzie, jeśli to nie będzie tylko dyskoteka, a właściciele będą dbali też o nas, sąsiadów, to jesteśmy bardzo na tak. I ulicę mogą zamknąć dla ruchu samochodów – mówi pani Sylwia. Potem zwraca się do sąsiadki: – A jak ulicę zamkną, to po dogadaniu się z klubem można robić takie tematyczne plenerowe potańcówki. W Warszawie to przyjęło się w ramach budżetu obywatelskiego.
Pani Wanda jest wyraźnie zaciekawiona: – A kiedy ten Rudy Kot ma się zacząć?
Rudy Kot nazywać będzie się po prostu KOT, ma zacząć działać pod koniec 2022 roku. Operatorem lokalu przy ulicy Garncarskiej 18/20 jest firma Odessa z Sopotu Ewy i Arkadiusza Hronowskich, którzy od lat prowadzą między innymi sopocki SPATIF i działający na terenach postoczniowych klub koncertowy B90. Nowy operator będzie zarządzał kamienicą przez 15 lat.
Piotr Puchalski