Afera korupcyjna w polskim żużlu nabiera rozmachu. Jest pierwsze zatrzymanie i zarzuty, a ekspresowe działania policji ukazują smutny obraz wyczynowego sportu w Polsce.
Już nie wystarczy mieć dobrych silników, umiejętności i odrobiny szczęścia? Zazwyczaj to te składowe dają sumę w postaci sportowego wyniku. Niestety, jak dowiedzieliśmy się po niedzielnym meczu, wyżej wymienione czynniki mogą schodzić na dalszy plan, kiedy w grę wchodzą duże pieniądze. Na świecie istnieją ludzie uczciwi, a taką prostą, acz poszukiwaną cechą wykazał się żużlowiec Zdunek Wybrzeża. Pomimo, że był kuszony znaczną sumą pieniędzy za sprzedanie meczu, nie zgodził się. Poszedł krok dalej. Nagrał rozmowę i przekazał ją w klubowe ręce. Dał jasny sygnał „mówię nie dla korupcji”.
Zastanawiałem się jak długo może potrwać tego typu sprawa. Jako redakcyjny „sportowiec” nie znałem zasad funkcjonowania naszych służb, ale słyszałem o postępowaniach trwających całe lata. To sytuacja, gdy wyjaśnienie sprawy ma miejsce po latach. Dlatego muszę przyznać, że policjanci i prokuratorzy miło mnie zaskoczyli.
W poniedziałek wejście do klubu i zabezpieczenie materiałów, wtorek zatrzymanie osoby, która mogła być uwikłana w sprawę, w środę postawienie zarzutów i w czwartek sąd rozpatruje wniosek o tymczasowy areszt.
Szybko, sprawnie i skutecznie. I dobrze. Bo w takich sprawach nie można dać pola do manewru. Trzeba działać jak najszybciej i dojść na samą górę tej korupcyjnej „piramidy”, o ile taka oczywiście istnieje.
Nie twierdzę, że zatrzymany mężczyzna działał w porozumieniu z kimś innym. Od wyjaśnienia tego są służby. Jednak patrzmy na tę sprawę logicznie. Mały sponsor z Gniezna, który formalnie nie jest umocowany w klubie, ale jedzie do zawodnika Wybrzeża, proponuje mu kwotę 100 tysięcy złotych i kontrakt w klubie z Torunia, z własnej woli… To nielogiczne i mało prawdopodobne. Poczekajmy zatem na dalsze ustalenia śledczych.
Wojciech Luściński