Przybyszewski na poważnie [OPINIA]

Jego zasługi przekreślano jeszcze za życia, kontynuując to z zapałem przez cały PRL, III RP oraz kawałek IV. Właśnie 23 listopada 2017 mija 90. rocznica śmierci Stanisława Przybyszewskiego – wybitnego pisarza i rodaka, wielce zasłużonego dla polskości Gdańska. Kto dziś o nim pamięta!? „Listopad to dla Polski niebezpieczna pora?” – zastanawiał się u Wyspiańskiego Wielki Książę Konstanty. Nie przewidywał, że akurat wtedy nastąpi kres imperiów Czarnych Orłów, a do odradzającej się Rzeczypospolitej zaczną wracać generałowie i politycy, naukowcy oraz artyści – aby swoją sławę, wiedzę i umiejętności spożytkować dla dobra Ojczyzny. W listopadzie 1918 przybył Piłsudski, kilka miesięcy później gen. Haller, a pod koniec grudnia 1919 Ignacy Jan Paderewski – zaraz po tym, jak do Poznania zjechał z Niemiec Stanisław Przybyszewski.

PIERWSZY EUROPEJCZYK

Miernotom nie pasował. W twórczości Pisarza objawiał się bowiem „bunt wolnego ducha przeciwko strupieszałym formom literatury i myśli europejskiej”. W literaturze końca XIX w. był wszak w Polsce pierwszym Europejczykiem od czasów romantyzmu. Swym wielkim talentem i genialną intuicją języka wpływał na Strindberga, który obwołał go „genialnym Polakiem”, także na innych skandynawskich twórców oraz całą rzeszę artystów ówczesnych Młodych Niemiec.

Również na gruncie krajowym wnosił w polski dorobek duchowy ożywczy indywidualizm, jako czynnik decydujący o ewolucji społeczeństw. Bez literatury „nagiej duszy” nie byłoby Wyspiańskiego i Kasprowicza, jakich dziś pamiętamy. Przynosiła ona bowiem z Zachodu nowe tchnienie, znane wówczas jedynie z opisów, które w zestawieniu z przeciętną polską twórczością wydawało się czymś niebywałym. Przybyszewski był też pierwszym, który otworzył wrażliwość odbiorców na metafizyczną treść i zawartość muzyki Chopina, obrazów Muncha, czy rzeźb Vigelanda.

W Krakowie na łamach ilustrowanego czasopisma „Życie” rozpoczął walkę ze sfanatyzowanym niechlujstwem, filisterstwem i głupotą. Idea wolności psychicznej, absolutu duchowego czy owej „nagiej duszy” stanowiły wstęp do walki o wolności społeczne – niemożliwe bez wyzwolenia jednostki.

Bliższe poznanie Pisarza wywoływało entuzjazm i sympatię. Był bowiem w stosunkach z ludźmi prostym, szczerym i bardzo serdecznym człowiekiem. Nowe dla nich prawdy głosił cicho i spokojnie, nie tonem mentorskim, czy imperatywnym. Równocześnie, niestety, powołując się na Przybyszewskiego – artystę, filozofa i metafizyka, odbieranego „na skróty”, powstawała głupia i bezmyślna literatura wolnej miłości, erotomanii i kultu ciała. Z lubością nicowano również jego nieudane życie osobiste.

ZISZCZONY SEN ZŁOTY…

W odrodzonej Ojczyźnie swojego miejsca nie musiał szukać. Znalazło się samo, w powstałym właśnie Wolnym Mieście Gdańsku, gdzie na każdym kroku łamane były gwarancje wolności dla Polski i Polaków. Wizje, że muszą oni mieć dostęp do wiedzy na poziomie średnim i wyższym, że ich życie społeczne i kulturalne powinno odbywać się we własnej siedzibie przekuwał Przybyszewski nie tylko werbalnie. Przeznaczał na ten szczytny cel osobiste środki materialne uzyskane podczas obchodów 30-lecia pracy pisarskiej oraz pieniądze z honorariów.

Swą aktywność w proces organizacji Gimnazjum Polskiego nazwał „techniką tworzenia środowiska oświatowego”. Rzeczywiście. W ramach ogólnopolskiej składki miliony marek płynęły z największych polskich miast oraz indywidualnych danin. Tłumaczył to prosto: „Żadne miasto kresowe nie posiada dla Polski tak olbrzymiego znaczenia, jak Gdańsk. Czem jest powietrze dla poszczególnego człowieka, tem jest morze dla każdego państwa. Gdańsk to płuca Polski. Bez Gdańska, a tem samem istotnego wolnego przystępu do morza, Polska udusić się musi”.

Dodawał też, że brak polskich przedszkoli sprawia iż „nawet świadomi swej narodowości Kaszubi są zmuszani posyłać swe dzieci do bogato wyposażonych ochronek niemieckich”, gdzie są wynaradawiani. Wspominał też, ilu niesłychanych zabiegów wymagało, by umożliwić Polakom studiowanie na Politechnice Gdańskiej, z jedynym dostępnym dla nich Wydziałem Budowy Okrętów: „Trzeba było wyżebrywać u handlarzy drzewem kilkadziesiąt metrów kwadratowych desek na sporządzenie stołów, łóżek oraz stołów i desek kreślarskich, bo niezamożni polscy studenci otrzymali na pomieszczenia stare pruskie stajnie koszarniane we Wrzeszczu, ale sypiali na gołych podłogach”.

Ostatnim aktem czteroletniej pracy w Gdańsku stał się ziszczony „sen złoty”, by powstał Dom Polski przy ul. Wałowej, z salami zebrań dla – rozrzuconych po całym Wolnym Mieście – organizacji i stowarzyszeń oraz z biblioteką, którą na prośbę Przybyszewskiego wyposażył w tysiąc książek dr Stanisław Lewicki.

GDAŃSK NIE PAMIĘTA

Poetycką metaforą był powiedzenie o Przybyszewskim, że „Urodził się pod strzechą, a umarł Pod Blachą”, nawiązujące do tego, że w ostatnich latach pisarza – Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki zapewnili mu posadę w kancelarii Cywilnej Prezydenta RP oraz mieszkanie w apartamentach Pałacu Pod Blachą przy Zamku Królewskim w Warszawie.

Do pośmiertnego udekorowania Przybyszewskiego Komandorią Orderu Odrodzenia Polski – premier, a zarazem minister spraw wojskowych, Józef Piłsudski delegował wojewodę poznańskiego. W uroczystościach pogrzebowych 28 listopada 1927 r. wśród setek żałobników obecni byli, oprócz rektora Uniwersytetu Poznańskiego, delegaci ministerstw i organizacji, w tym Leopold Staff – prezes Towarzystwa Pisarzy i Dziennikarzy, twórcy Karol Irzykowski, Emil Zegadłowicz… Asystowała kompania honorowa 59 p.p. z orkiestrą pułkową i generałem Wiktorem Thommée, dowódcą 15 DP.

Dowodów pamięci, odpowiednich do jego talentów oraz zasług, w późniejszych Polskach nigdy już nie doświadczył. A w naszym pięknym Gdańsku, dla którego tyle dobrego uczynił (i gdzie nie maleje uwielbienie dla niemieckiego pisarza Güntera Grassa), pozostaje szczególnie zapomniany.

Adam Grzybowski, niezależny publicysta

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj