Paweł Adamowicz pozamiatał Platformę Obywatelską – komentarze w tym duchu dominują w internetowych dyskusjach o politycznych wydarzeniach ostatnich dni w Gdańsku. Jednak w tym „pozamiataniu” tkwi przyszły problem Gdańska i gdańszczan. A mianowicie ryzyko politycznego sporu w mieście.
W niedzielę Paweł Adamowicz ogłosił, że wystartuje w wyborach na prezydenta miasta. Przed decyzją PO, wbrew wcześniejszym deklaracjom, że nie wystąpi przeciwko kandydatowi tej partii. Adamowicz posłużył się argumentem o konieczności walki o zwycięstwo w wyborach, ale jednocześnie wbił szpilkę w działaczy PO, zarzucając im pośrednio opieszałość w decyzjach o wyborze kandydata.
Ruch Adamowicza oceniano jako pokazanie PO „miejsca w szeregu” i przykład skuteczności. Tymczasem to skuteczność tu i teraz, niekoniecznie na przyszłość. Bo prezydent bez Rady Miasta niewiele może. A kandydat Paweł Adamowicz potencjalne relacje z przyszłą radą właśnie sobie niezwykle skomplikował.
RADNI PO BĘDĄ PAMIĘTAĆ
Swoją deklaracją Paweł Adamowicz zastawił częściowo sidła na siebie samego. Złóżmy hipotetycznie, że Adamowicz i PO wygrywają wybory w Gdańsku. Nie da się bowiem ukryć, że dziś obecny prezydent wydaje się być głównym kandydatem do prezydentury w Gdańsku. Ale jaka byłaby to prezydentura w obliczu „ogrania” PO?
Adamowicz sprawił, że radni Platformy z nieufnością będą spoglądać na jego działania jako prezydenta i na pomysły jego otoczenia. Zagrywka Adamowicza będzie przez najbliższe lata traktowana jako pretekst do kontrolowania i politycznego dyscyplinowania prezydenta. To zdecydowanie utrudni mu sprawowanie urzędu, a w przypadku realizacji długoterminowych projektów opartych o wydatki budżetowe – może niemal uniemożliwić ich realizację. Radni PO nie odpuszczą bowiem swoich projektów, które coraz częściej będą sprzeczne z pomysłami Adamowicza, choćby po to, by wykazać własną odrębność. To może oznaczać, że miejska polityka ugrzęźnie w „małej wojnie” Pawła Adamowicza i PO. Miasto i mieszkańcy korzyści z tej wojenki nie odniosą żadnych.
RADNI PREZYDENTA? I CO DALEJ?
Jest możliwy także inny scenariusz. Paweł Adamowicz może swoim nazwiskiem firmować listy kandydatów do Rady Miasta Gdańska. Takie listy wyborcze mogą odnieść pewien sukces, choć PO także utrzyma swoją reprezentację w RMG. Tak duża partia nie może bowiem odpuścić wyborów w jednym z najważniejszych polskich miast. I najważniejsze wówczas stanie się pytanie o relacje między przyszłymi radnymi Platformy i „prezydenckimi”. A te relacje nie przyniosą nic dobrego. Bo mimo bliskości programowej, względy ambicjonalne zdecydowanie utrudnią współpracę. Grozi nam wojna o każdy remont, każdy projekt, każde podwórko do rewitalizacji. Bo radni prezydenta i radni PO będą ostentacyjnie walczyć o „swoje”. A to także oznaczać będzie kłopot z realizacją ważnych dla miasta programów i projektów.
Dlatego ruch obecnego prezydenta i jego deklaracja o starcie w wyborach może być wyłącznie pyrrusowym sukcesem. Dziś wzmacnia jego pozycję, ale długofalowo może osłabić zdolność do realizacji programów ważnych dla miasta. Bo tak naprawdę Paweł Adamowicz nie ograł PO. Paweł Adamowicz natomiast otworzył nowy front politycznej walki. I nawet jeśli nie będzie to „wojna gorąca”, to jej efekty w miejskiej polityce będą widoczne przez lata.
Artur Kiełbasiński