Jacek był skromnym człowiekiem, bardzo pracowitym i religijnym. Z wiary czerpał cierpliwość, tolerancję i gotowość pomagania innym. Przyjaźnił się z księżmi, których zarażał bakcylem sportu. Spektakularnym efektem tej zażyłości były turnieje hokejowe organizowane w hali Olivia. Na trybunach zasiadali wierni Bogu i zasadom fair play. Wszystkie miejsca były zajęte, a o wydarzeniu duchowni informowali w ogłoszeniach podczas Mszy Świętej. Na lodowej tafli iskrzyło podczas starcia księdza z policjantem, żużlowcem lub dziennikarzem. Bywałem spikerem tych zawodów. Czułem się wyróżniony. Tym bardziej, że zdarzyło mi się pracować „na głosy” z samym księdzem Kownackim.
Jacek zmarł dokładnie przed 10 laty. Miał wadę serca, a mimo to regularnie biegał, grał w hokeja i rugby, kopał piłkę. Inaczej nie umiał…
Gdyby się oszczędzał, może wciąż czytałby serwisy sportowe. Tylko, dla Niego opowiadać, jak robią to inni, to było za mało. Miał serce sportowca. Serce, które nie sprostało pasji młodego, zaledwie 36-letniego człowieka.
Kiedy w upalne przedpołudnie 25 sierpnia 2009 roku Jacek upadł na bieżni stadionu przy ul. Grunwaldzkiej, kiedy zmarł kilkadziesiąt minut później w karetce pędzącej do szpitala na Zaspie, sportowe i dziennikarskie środowisko znalazło się w żałobie. Pamiętam hokeistów Stoczniowca, którzy na pogrzebie pojawili się w meczowych strojach. Posągowe postaci rugbystów, którzy pochylali się, by ukryć spływające po policzkach łzy. Pamiętam nas wszystkich zgromadzonych na Cmentarzu Oliwskim przy Opackiej. Łączyła nas niewiara, że to naprawdę się stało.
Podczas pogrzebu spełniliśmy obietnicę Jacka, który dzieciom z Elbląga chciał pomóc w zakupie hokejowych kasków. Wzruszenie otworzyło nie tylko serca, ale także portfele. Zebraliśmy kilka tysięcy złotych, co pozwoliło przekazać małym Vikingom kompletne stroje. Wypełniliśmy niepisany testament.
Testament to także pamięć. Podczas pierwszych Zaduszek na grobie Jacka brakowało miejsca na znicze. Upływały lata, a my nie zawsze zdążaliśmy w listopadzie dać świadectwo pamięci. Czasami po prostu zapominaliśmy.
10 rocznica śmierci Jacka Kamińskiego to dobry moment na spotkanie, na chwilę wspomnień. W sobotę 24 sierpnia zapraszam na godzinę 20 do Studia im. Janusza Hajduna w Radiu Gdańsk. Zabierzcie ze sobą wspomnienia, może jakieś pamiątki, zdjęcia, nagrania… Będzie z nami Dawid, który wtedy miał 9 lat, a teraz jest znakomicie zapowiadającym się muzykiem. Będzie z nami Ania, która wtedy została sama z małym synkiem. Dawid obiecał, ze zrobi to, z czego tak dumny był jego Tata. Zagra i zaśpiewa. Bądźcie i Wy, którzy chcecie pamiętać o Jacku.
Nasze emocje, myśli, słowa i dźwięki zarejestrujemy i uczynimy częścią niedzielnej audycji „Z boisk i stadionów”, której Jacek bywał i 25 sierpnia 2019 roku także będzie bardzo ważnym ogniwem.
Wstęp jest dowolny. Czujcie się zaproszeni.
Włodzimierz Machnikowski