Ciepłe wspomnienie osób postulujących usunięcie sowieckich pomników. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

W ostatnim czasie Instytut Pamięci Narodowej doprowadził do demontażu czterech pomników wdzięczności wobec Armii Czerwonej, które stały w paru różnych miejscach Polski: dwa pomniki w Głubczycach i w Byczynie znajdowały się na Opolszczyźnie, Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej w Bobolicach znajdował się na zachodnim Pomorzu i pomnik w okolicach Szydłowa, na ziemi świętokrzyskiej. We wszystkich tych wypadkach zainteresowanie mediów było wobec tego faktu dosyć słabe – mówi w swoim najnowszym felietonie Piotr Semka.

W Głubczycach przy okazji tej uroczystości zabrał głos szef IPN dr Karol Nawrocki. Przypomniał on bardzo mało znaną postać kapitana Mariana Markiewicza, który dużą część swego życia poświęcił postulatowi, aby pozbyć się pomnika wdzięczności Armii Czerwonej. Dlaczego miał on moralne prawo tak mówić? Mieszkał on na terenach Kresów Polskich, był żołnierzem Polskiej Armii Podziemnej. Był więziony przez Niemców, uciekł z więzienia i po wejściu Rosjan trafił pod lupę NKWD. W sumie w niewoli spędził 15 lat. Już gdy pojawiła się pierwsza „Solidarność”, w latach 1980-81, postawił on kwestię głębokiej niemoralności sytuacji, w której na ziemiach polskich stawiane są pomniki Armii Czerwonej, która, owszem, zajmowała ziemie polskie, ale w ślad za nimi szło NKWD, które wyłapywało polskich patriotów, śledziło struktury polskiej Armii Krajowej i wysyłało ludzi, którzy uznawani byli za zagrożenie dla systemu komunistycznego na tak zwane „białe niedźwiedzie”.

Po 1989 roku kapitan Markiewicz w Głubczycach wielokrotnie postulował demontaż pomnika sowieckich żołnierzy i za każdym razem jakieś elementy wygrywały. Raz decydowała opinia polityków postkomunistycznych, którzy tradycyjnie byli przeciwko likwidacji pomników z czasów PRL, innym razem pojawiał się argument, że taki demontaż za dużo kosztuje, a potem wreszcie pojawili się politycy Platformy Obywatelskiej, którzy w ramach odwilży na linii Warszawa-Moskwa Putina, mówili, że to może wywołać niezadowolenie ambasady rosyjskiej.

Teraz wreszcie te pomniki zostają zdemontowane, tylko szkoda, że ludzie, którzy walczyli o to, bardzo często tego nie doczekali. Tak było właśnie z kapitanem Marianem Markiewiczem, który już dawno odszedł. Na uroczystości demontażu tego pomnika był jego wnuk, który podziękował, że postulat jego dziadka został spełniony.

Zastanawiam się tylko, ilu było ludzi, którzy osobiście zaznali terroru sowieckiego po wojnie, którzy oglądali gwałty i rabunki, którym poddawane były np. ziemie Gdańska, Pomorza, Kaszub. Nie doczekali oni nigdy tego momentu, w którym ostatnie ślady po sowieckim kulcie wszechpotężnej Armii Czerwonej znikają.

Na szczęście dzisiaj już nie ma tych kontrowersji, wojna na Ukrainie powoduje, że ani opozycja, ani ugrupowanie rządzące nie podnosi tych kwestii. Pamiętajmy tylko, że 33 lata te postulaty były w wielu miastach Polski wyśmiewane, wyszydzane, że powstawały artykuły, pamiętam je sam bardzo dobrze, na przykładzie sporu o tzw. Pomnik Czterech Śpiących na warszawskiej Pradze, przy którym udowadniano, że mszczenie się na pomnikach jest rzekomo podłe, niskie i moralnie podejrzane.

Dzisiaj, gdy te ostatnie pomniki sowieckie giną, warto przypominać o ludziach, którzy za żądania ich usunięcia byli wyszydzani lub też spychani na margines. Im w tej chwili należy się nasze ciepłe wspomnienie.

Posłuchaj:

Piotr Semka/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj