Zupełnie nieoczekiwanie w przestrzeni publicznej pojawiło się na nowo nazwisko Rafała Trzaskowskiego. Jarosław Kaczyński w trakcie swoich ostatnich paru wieców przypomniał, że jest to ważny polityk Platformy i na dodatek reprezentant bardzo wyraźnie lewicowego kursu, który realizuje w swoim mieście, w Warszawie – mówi w swoim najnowszym felietonie Piotr Semka.
Ale z drugiej strony Jarosław Kuisz, publicysta kultury liberalnej, na łamach Gazety Wyborczej zadaje pytanie, dlaczego Platforma nie powtarza dosyć udanego manewru PiS-u z 2015 roku, który już przed wyborami zapowiedział, że premierem będzie Beata Szydło, polityk bardzo lubiany i budzący zaufanie. I w opinii Kuisza teraz Platforma mogłaby wyraźnie powiedzieć, że premierem będzie Rafał Trzaskowski . Otworzyłoby to Platformę na elektorat lewicowy i tych liberalnych inteligentów, których na przykład zraziło wzięcie na listy Romana Giertycha. Ja jednak wątpię, aby tak się stało. Myślę, że Donald Tusk po pierwsze nie chce mieć już gotowego kandydata na premiera, bo to on będzie w razie wygranej montował koalicję i to on chce być głównym negocjatorem. A gdyby to Rafał Trzaskowski został kandydatem na premiera to on wtedy przejąłby tę rolę. A Donald Tusk lubi o wszystkim decydować samemu. Ale jest jeszcze druga możliwość. Jak każdy przewidujący polityk Donald Tusk może też brać pod uwagę, jak będzie wyglądać sytuacja jego partii po ewentualnej porażce. I wtedy Rafał Trzaskowski jako polityk, który nie był aktywny przez większość kampanii, może w płynny sposób przejść do rozliczania Donalda z błędów wyborczych. No a co Donald Tusk ma robić poza kierownictwem partii? Funkcje zagraniczne na razie nie są chyba możliwe, a w polityce krajowej poza funkcją szefa PO nie bardzo wiadomo, kim by był. Dlatego w efektowny powrót Rafała Trzaskowskiego póki co nie wierzę, choć oczywiście w polskiej polityce nigdy nie należy mówić nigdy.
Piotr Semka
