Odszedł Paweł Huelle. „Odkrywał przede mną nieznane znaczenia dla pozornie znanych miejsc”

(Fot. Radio Gdańsk)

Odszedł Paweł Huelle. Gdy usłyszałem wiadomość o śmierci znanego pisarza, przypomniał mi się rok 1990 i to, jak ogromne wrażenie zrobiła wówczas na wszystkich jego debiutancka powieść “Weiser Dawidek”. Szczególnie dla mnie, którego całe życie w młodości związane było z Wrzeszczem, odkrywanie miejsc, które Huelle uczynił miejscami niesamowitego wtajemniczenia w topografię Wrzeszcza, odkrywając zupełnie nieznane znaczenia dla pozornie znanych miejsc – mówi Piotr Semka w najnowszym felietonie.

To wszystko związane było z ówczesną modą na przypominanie sobie, jaka była przedwojenna topografia Gdańska. Jak wyglądało to miasto przed wojną. I bardzo wiele osób wówczas potrzebowało tego uzupełnienia wiedzy. I bardzo wiele osób ślęczało z przedwojennymi mapami i sprawdzało, jak nazywała się kiedyś Biskupia Górka, jak się nazywała Jaśkowa Dolina, jak się nazywały rozmaite dolinki w lasach otaczających Gdańsk.

Ta moda początkowo wydała mi się bardzo ciekawa i twórcza. Potem zacząłem mieć coraz więcej w wątpliwości. Szczególnie że sprzęgła się ona z kultem Güntera Grassa i znalazła kolejnych autorów, takich jak na przykład Stefan Chwin, który napisał “Hanemanna”. Myślę, że było naturalną koleją rzeczy to, że Gdańszczanie urodzeni po wojnie, starali się odkryć, jak wyglądała ta przedwojenna, niemiecka warstwa pamięci. Szczególnie że tacy ludzie, jak Donald Tusk, który wydał wtedy wspaniałą edycję albumów “Był sobie Gdańsk”, sam wywodził się z rodziny, która dobrze pamiętała jeszcze przedwojenny Gdańsk. Jednak także ci, których rodziny przybyły z Wilna, Lidy, czy Nowogródka, także z zainteresowaniem odkrywali tę dawną topografię Gdańska.

Czy Paweł Huelle ugrzązł w tym temacie? Postawię dosyć ostrą tezę – myślę, że tak. Sądzę, że nie zdołał sięgnąć po inny temat, który wydawał się gotowy. Temat pokolenia, które przeżyło w Gdańsku karnawał Solidarności, stan wojenny i potem lata 80. aż do zwycięskiego sukcesu Solidarności w wyborach z 1989 roku. Ten wysiłek włożony w książki opowiadające o przedwojennym Gdańsku spowodował, że nie starczyło już czasu na opisanie tego, co wydawało się najbardziej narzucającym się doświadczeniem, czyli doświadczeniem pokolenia Solidarności. Sam Huelle należał do tych młodych ludzi, którzy tworzyli NZS na Uniwersytecie Gdańskim i potem byli obserwatorami i uczestnikami niezależnego życia literackiego i artystycznego w latach 80.

Jeśli mam o coś pretensje, choć każdy ma prawo pisać książki o tym, o czym chce, to to, że generacja Pawła Huellego nie wydała kogoś, kto opisałby tamten niezwykle barwny świat. A takie rzeczy trzeba opisać stosunkowo szybko po ich wydarzeniu, bo potem cóż… emocje mijają, a wspomnienia się zacierają. I tak naprawdę, jeśli czegoś mi żal, to tego, że Paweł Huelle nie zdecydował się na taką gdańską powieść o latach 1979-1989. Jednak jego powieści nie znikną i nie przestaną przyciągać czytelników. Będzie symbolem pewnej epoki w gdańskiej literaturze i nikt mu tego już nie odbierze.

Ja sam w myślach zapalę świeczkę ku jego pamięci w trakcie uroczystości pożegnania Pawła Huellego. Niech odpoczywa w spokoju.

Posłuchaj felietonu:

Piotr Semka/ol

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj