TVP nie zostało wpuszczone na żadną z konferencji prasowych. Felieton Piotra Semki

(Fot. Radio Gdańsk)

Od powstania gabinetu Donalda Tuska zaczęła się pewna niepokojąca tendencja – oto w trakcie premierskiej, pierwszej wizyty Donalda Tuska w Brukseli ekipa TVP nie została akredytowana, aby mogła polecieć razem z premierem na szczyt w Brukseli – zauważa w swoim felietonie publicysta Piotr Semka.

Za rządów Donalda Tuska tak samo ekipa TVP nie została wpuszczona na żadną z dotychczasowych konferencji prasowych. Za kadencji Mateusza Morawieckiego nigdy wobec żadnej redakcji, nawet najbardziej krytycznej wobec rządu, nie odmawiano wstępu na konferencje prasowe. Tak samo zawsze z premierem Morawieckim w zagraniczne loty lecieli zarówno przedstawiciele mediów, które uważane były za bardziej życzliwe rządowi, jak i te, które znane były z krytycznej postawy. Wszystko to pokazuje, że ekipa Tuska bardzo wyraźnie ma ambicje dyktowania, kto jest dziennikarzem, a kto nie. Odmienia się to w samym języku, którego używał szef Kancelarii Rady Ministrów, pan Grabiec, który stwierdził, że dziennikarze mogą oczywiście uczestniczyć, ale propagandziści nie.

Rzecz w tym, że to politycy, w tym wypadku politycy Platformy, rezerwują sobie prawo do określania, kto jest propagandzistą, a kto nie. Oczywiście, znajdą się z pewnością dziennikarze czy to Gazety Wyborczej, czy to innych mediów bardzo krytycznych wobec dotychczasowego ładu medialnego, którzy potwierdzą: „Tak, to nie są nasi koledzy, to są propagandziści”. Tyle że sytuacja, w której ktoś zaczyna na zasadzie własnego przekonania dzielić dziennikarzy na tych, którzy mogą uczestniczyć w konferencji albo nie, jest sprzeczna z zasadą wolności słowa, bo oto można za pomocą czarodziejskiej różdżki każdego dziennikarza nazwać propagandzistą i w ten sposób zabezpieczyć się przed kłopotliwymi pytaniami. To zjawisko już miało miejsce w czasie kampanii, kiedy Donald Tusk potrafił wygłaszać całe minikomentarze, w których pouczał dziennikarzy mediów publicznych, że zachowują się nie tak, jak on sobie życzy.

Powtarzam – ważna jest praktyka. Jeżeli za rządów Mateusza Morawieckiego, który bywał bardzo krytykowany przez niektóre media, nie stosowano żadnych restrykcji, to można oczekiwać, że nowa ekipa posługiwać się będzie podobnymi metodami. Natomiast to, co się dzieje, przypomina niesławny niemiecki Berufsverbot, czyli zakaz wykonywania zawodu, który w Niemczech dotykał wówczas przedstawicieli lewicy, i wówczas bardzo wiele środowisk dziennikarskich na świecie krytykowało ten stan rzeczy. Teraz mamy do czynienia z opcją na wykluczanie mediów, które się nie podobają władzy, a taka sytuacja zawsze musi budzić głęboki niepokój.

Posłuchaj:

Piotr Semka/kł

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj