Słońce na twarzy, zapach lodów, piasek przyklejony do stóp i… bikini w kolejce do piekarni. Gdy nadmorskie ulice tętnią wakacyjnym gwarem, granica między plażą a miastem staje się coraz bardziej umowna. Czasem w sklepie pojawi się ktoś w kąpielówkach, innym razem do autobusu wsiądzie grupa plażowiczów, jeszcze pachnących morzem. I choć zazwyczaj reagujemy na to uśmiechem lub lekkim zdziwieniem, temat „miejskich golasów” powraca co roku niczym fala przypływu. Jak pogodzić te dwa światy, które latem przecinają się niemal na każdym rogu?
Mieszkaniec kontra turysta – czyli dwie opowieści o lecie
Dla turysty strój kąpielowy to coś więcej niż ubiór – to manifest wakacyjnej beztroski: „nic nie muszę, jestem tu dla przyjemności”. Dla mieszkańca – szczególnie tego, który właśnie wyrusza do pracy, czeka w przychodni albo prowadzi dziecko do przedszkola – może być zgrzytem w codziennym rytmie. I choć nikt nie chce odbierać innym luzu, trudno nie zauważyć kontrastu między „trybem plażowym” a „trybem codziennym” – zwłaszcza gdy spotykają się na przystanku.
W gdańskim Brzeźnie, Sopocie czy na nadmorskich ulicach Gdyni bikini, klapki i rozgrzane od słońca ramiona to letni standard. Ale to, co dla jednych jest pełnią sezonu, dla innych pozostaje zwyczajnym poniedziałkiem. Dlatego tak ważne jest, by każdy, niezależnie od planu dnia, czuł się w przestrzeni miejskiej swobodnie i z szacunkiem.
Co mówi prawo, a co kultura?
W Polsce nie istnieje ogólnokrajowy zakaz poruszania się po mieście w stroju kąpielowym. Chociaż brak konkretnego przepisu, który zabraniałby noszenia bikini czy kąpielówek w przestrzeni publicznej, w pewnych sytuacjach może to zostać uznane za nieobyczajny wybryk, a to już może skutkować mandatem.
W Gdańsku pojawiła się kampania „Kultura uliczna po gdańsku”, która w lekki, nieco żartobliwy sposób zachęca turystów do dostosowania stroju do miejskich realiów. Charakterystyczne plakaty autorstwa Andrzeja Milewskiego („Andrzej Rysuje”) z hasłem „Goła klata? Tylko u Neptuna” przyjęły się z dużą sympatią. W Sopocie z kolei restauratorzy i sprzedawcy przypominają, że „Golasów nie obsługujemy” – i choć forma jest zabawna, przekaz pozostaje jasny: warto założyć coś więcej niż sam kostium, nawet gdy żar leje się z nieba.
To nie kwestia rygoru, ale wspólnego szacunku.
Wakacyjny kompromis
Między samym bikini a pełnym ubiorem mieści się mnóstwo rozwiązań – od lekkiej narzutki po przewiewną koszulę. Nie trzeba rezygnować z letniej wygody, by okazać szacunek wspólnej przestrzeni. Wystarczy naprawdę niewiele: lniana koszula oversize, przewiewna sukienka, pareo zawiązane jak spódnica, cienkie kimono czy dłuższy t-shirt z szortami – wszystko, co można szybko narzucić i w czym nadal można czuć się swobodnie i kobieco.
Sprzymierzeńcem jest również dobrze zaprojektowany (i dobrany!) kostium kąpielowy. Biustonosze kąpielowe marki Samanta modelują biust, dobrze leżą i wyglądają równie dobrze pod ubraniem, jak klasyczna bielizna.
Dzięki temu nie ma poczucia, że „czegoś brakuje” – możesz wejść do kawiarni, sklepu czy autobusu, czując się komfortowo i odpowiednio ubrana. Bez przebierania się, bez stresu – z pewnością, że wszystko jest na swoim miejscu.
artykuł sponsorowany





