Oczywiście nie mówimy „nie” alpejskim eskapadom, ale Polska – a i Pomorze także – to miejsce gdzie warto poszusować.
Może nie dorównamy długością trasom i stokom austriackim, włoskim czy szwajcarskim, ale pod względem komfortu i infrastruktury nie powinniśmy mieć kompleksów. No i najważniejsze: nasze góry są BLIŻEJ!
Bliżej dla mnie oznaczało w pierwszej kolejności 9 godzin jazdy samochodem. Prawie cały czas na dwupasmówkach aż do zjazdu z A4 w Brzesku.
Krynica. Pojechałem do ośrodka uznawanego za jeden z najlepszych w naszym kraju, w którym każdy – ten wytrawny, jak i nowicjusz – znajdzie coś dla siebie: Jaworzyna krynicka.
Późnym poniedziałkowym wieczorem pojawiłem się w mieście Nikifora i Kiepury trochę zasmucony, bo śniegu ni widu ni słychu. Aż tu nagle między budowlami uzdrowiska zobaczyłem coś co dodało mi otuchy.
Temperatura na samochodowym wyświetlaczu pokazywała –1, a armatki śnieżne pracowały w najlepsze! Następny dzień zapowiadał więc zimowy klimat, przynajmniej tam gdzie oczekuje się miłośników zjazdów.
Nie do końca ta wiara została potwierdzona następnego dnia, kiedy stanąłem u stóp Jaworzyny.
Ze śniegiem wyglądało na to, że jest cienko. Jednak doświadczenie, a i słowa człowieka od marketingu tutejszego ośrodka Tomasza Pasieki, że biały pożądany puch jest tylko wyżej, sprawiały, że nadzieja nie odeszła.
I słusznie, bo wyjazd na 1114 metrów nad poziom morza potwierdził, że 18 grudnia w piątek sezon narciarski tu się zacznie.
Ale zanim się zacznie z tej perspektywy, warto było popaść oczy wyjątkowymi widoczkami. Przy dobrych warunkach na wschodzie można ujrzeć Bieszczady (to dystans 200 km).
Na zachodzie natomiast Tatry, które naszym oczom objawiły się wyjątkowo… jak kosmiczny pojazd.
Po tych nieziemskich doznaniach parę słów prozy – acz istotnej.
Jaworzyna to 10 km tras. Najdłuższa ma 2600 m i jest to najdłuższy stok oświetlony w Polsce. Na górę wywozi nas 6-osobowa kolej gondolowa, a także dwie 4-osobowe kanapy, kilkanaście orczyków.
W tym roku, jak tylko natura pozwoli, otwarty zostanie największy i najdłuższy Snow Park z licznymi atrakcjami charakterystycznymi dla tego typu miejsc. Ważna też informacja dla zmotoryzowanych: parking (bezpłatny!) w okolicy dolnej stacji został znacząco powiększony.
Wyjaśniłem też zagadkę, która trapiła mnie od dawna: jak to się dzieje, że wagonik zasuwający w przestworzach na przystanku nagle znacząco zwalnia a wydaje się, że wszystko dzieje się na jednej linie. Okazuje się, że tak jak w kolei żelaznej, i tu swoją rolę spełniają zwrotnice. I życie stało się prostsze…
No i w Krynicy na Jaworzynie to tyle. Uzdrowisko żegnało mnie zimową aurą.
Nawigacja i plan podpowiadały mi, że teraz drogi zaprowadzą mnie do Białki Tatrzańskiej. Ale nic nie wskazywało, że po drodze przyjdzie mi obcować z klimatem a’la CK. A jednak…
Kociołek dla dwojga, w moim przypadku dzielony na dwa, u stóp zamku nidzickiego, pokrzepił ciało, które jednakoż rwało się ku narciarskiemu centrum w Polsce: Białce i Kotelnicy. Gdy pojawiłem się tam wtorkowym wieczorem działało w najlepsze.
Marek Lesiński