Może Pan jest zbyt dużym liberałem jak na konserwatora? – zapytała prowadząca.
– Zgodnie z ustawą, nie mogę nakazać inwestorowi badać miejsc, w których on nie zamierza wchodzić w ziemię. Nie mam możliwości prawnej. Jeśli w skali roku mam jedną lub dwie afery pod tytułem „konserwator za dużo pozwala” to na 12 tys. rocznie spraw, to jest i tak niewielki odsetek.
Jak się Pan odniesie do kontroli Najwyższej Izby Kontroli za lata 2013-2014?
– Nikt nie chce się wczytać w raport, każdy czyta tylko wnioski. Tam nikt nie ocenia Chmielewskiego, tylko prace całego organu. W sprawie Stoczni Gdańskiej zarzut jest taki że od 98 roku konserwator nie zadbał o właściwą ochronę. Ja przyszedłem w 2012 roku. Trudno powiedzieć żebym odpowiadał za całość tych działań. Większość tych zarzutów o brak odpowiedniej ochrony zabytków dotyczy lat 90. Ciężko mi powiedzieć dlaczego wówczas nie wpisano np. Stoczni Gdańskiej do rejestru zabytków. Do 2013 roku nie wiedzieliśmy w zasadzie co znajduje się na tej stoczni – odpowiedział Dariusz Chmielewski.
Czuje Pan, że zostanie odwołany przez Wojewodę Pomorskiego?
– No coś mnie swędzi, może się tak stać. Nie będzie ukrywał, że może być różnie. Huśtawka w tym środowisku trwa od kilku miesięcy. Na razie ubyło chyba pięciu konserwatorów wojewódzkim. Trudno powiedzieć czy będę szóstym.