Hokeiści Stoczniowca: barman, student, fan drzewek bonsai… Grali za darmo, ale z pasją. Wywalczyli awans do ekstraklasy

stoczniowiec kolo

Barman, student Uniwersytetu Medycznego, właściciel firmy i broker ubezpieczeniowy. To główni architekci awansu MH Automatyki Stoczniowiec 2014 do hokejowej ekstraklasy. Zobacz kim są bohaterzy z hali Olivia. Po pięciu latach niebytu w najwyższej klasie rozgrywkowej, Stoczniowiec wraca do ekstraklasy. Nie stałoby się tak gdyby nie grupa entuzjastów, która postanowiła przywrócić lata świetności gdańskiemu hokejowi. Początki nie były łatwe. Najpierw trzeba było pozyskać sponsorów i namówić na powrót niektórych zawodników. Udało się z jednym jak i z drugim, ponieważ sponsorzy spisali się na medal, łożąc środki na nowy twór, a zawodnicy postanowili odrodzić to, czym niegdyś żyli kibice w Trójmieście.

ZREALIZOWALIŚMY POSTAWIONY CEL

Przed przystąpieniem do pierwszoligowych rozgrywek w 2014 roku, włodarze nowo powstałej drużyny deklarowali, że po dwóch sezonach Stoczniowiec ma wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Już w pierwszym sezonie podopieczni Janusza Bochińskiego i Krzysztofa Lehmana radzili sobie fantastycznie, docierając aż do półfinału rozgrywek. W dwumeczu nie udało się jednak pokonać Zagłębia Sosnowiec, które wygrywając w finale z Nestą Toruń awansowało do ekstraklasy. Gdy kibice w Gdańsku z niecierpliwością czekali na start sezonu 2015, w siedzibie Polskiego Związku Hokeja toczyła się dyskusja o kształcie rozgrywek. Jak się okazało, włodarze PZHL doprowadzili do kuriozalnej sytuacji, gdzie na zapleczu ekstraklasy o awans będą rywalizowały zaledwie dwa zespoły: Stoczniowiec i UKH Dębica.

– Byliśmy gotowi na ciężką rywalizację. Zeszły sezon pokazał, że nawet z teoretycznie silniejszymi rywalami gramy na równi, więc w obecnym sezonie byłoby podobnie – mówi wiceprezes Stoczniowca 2014 Arkadiusz Bruliński. 

Od początku istnienia drużyny zawodnicy nie dostawali wynagrodzenia za grę w Stoczniowcu. Był to skutek niskiego budżetu, a także szczebla rozgrywek, w którym występowali gdańszczanie. – To było oparte na ogromnym zaangażowaniu zawodników, trenerów, działaczy i osób związanych z klubem. Przez półtora roku udało się to pociągnąć na zaangażowaniu. Miłość do hokeja to jest jedno. Nam udało się stworzyć zespół, który się wzajemnie wspierał. Zarówno działacze jak i zawodnicy mieli słabsze momenty, ale wtedy patrzyliśmy na siebie wzajemnie i widzieliśmy jak jeden daje z siebie wszystko, to drugi też da radę – dodaje Bruliński. 

Fot. Robert Hajduk

Po awansie do ekstraklasy realia funkcjonowania klubu zmienią się. Koniec z amatorstwem. Czas przejść na zawodowstwo. – Musimy zapewnić zawodnikom możliwość utrzymania się z gry w hokeja. Nie można połączyć zawodowej gry w hokeja z pracą. Pamiętajmy również, że w ekstralidze takt meczowy jest co dwa, trzy dni. Z perspektywy Gdańska są to dalekie wyjazdy na południe Polski. Jesteśmy na to gotowi mentalnie, a teraz rozpoczynamy przygotowania organizacyjne. 

stoczniowiec witkowskiBARMAN STRZEŻE BRAMKI STOCZNIOWCA

Hokeiści Stoczniowca codzienne treningi łączyli z pracą zawodową. Tomasz Witkowski jest bramkarzem, który w 2014 roku wrócił do Polski i zdecydował się również na powrót do macierzy. Na co dzień pracuje jako barman w jednym z sopockich klubów. Jest barmanem. Dlaczego? – To jest fajna praca. Pracuje w nocy i mam cały dzień żeby trenować, grać mecze. Czasami się zdarzało, że po pracy jechałem na wyjazd i odsypiałem w autokarze. Taka praca jest plusem. Chłopaki z drużyny mają nieco ciężej, bo po ośmiu godzinach pracy w dzień przychodzą jeszcze na trening. Praca barmana nie jest stricte pasją. To samo przyszło. Może dlatego, że cały czas jestem uśmiechnięty, otwarty, łapie dobry kontakt z ludźmi. Dużo o tym zawodzie czytam i się uczę. Kręci mnie to, bo zawsze lubiłem chodzić na imprezy, a że jestem sportowcem, to tych imprez za dużo nie było. Teraz stoję z drugiej strony i jest to świetne – mówi Witkowski.

 – Mam 26 lat, ale czuje jakbym miał 16. W szatni panuje fajna atmosfera. Robimy sobie jaja, opowiadamy różne historie. Jak stworzyć taką atmosferę? Czasami trzeba gdzieś razem wyjść. Trzeba się motywować. Kiedy trzeba mocno trenować i trzeba dążyć do sukcesów. Mamy świetną drużynę i gwarantuje, że w niej każdy za każdego pójdzie w ogień – dodaje zawodnik.

MAJSTERKOWICZ I FAN DRZEWEK BONSAI

Sebastian Wachowski to kolejny z architektów awansu Stoczniowca 2014 do hokejowej ekstraklasy. To jeden z najbardziej doświadczonych zawodników występujących w gdańskiej ekipie. Przygodę z hokejem zaczynał w 1993 roku. Razem z GKS Stoczniowiec wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski w 2003 roku. Jak sam przyznaje, pracuje na czterech etatach, ale i tak znajduje czas na grę w Stoczniowcu. – Jestem pracownikiem firmy MH Automatyka, prowadzę własną firmę, jest rodzina i hokej. Moment, kiedy spotykamy się z chłopakami w szatni, jest chwilą do odreagowania tego wszystkiego co się dzieje wokół. Jesteśmy jak rodzina. Kiedy wychodzimy na lód, traktujemy to jak pracę, ale gdy jesteśmy w szatni, to są momenty kiedy można się rozerwać – mówi Wachowski.

Oprócz czterech etatów ma też kilka innych pasji. – Lubię majsterkować. Odpręża mnie to. Interesują mnie tez drzewka bonsai. Lubię też pograć w gry wideo. Jeżeli mam czas, siadam przy konsoli i po prostu się wyłączam. Dlaczego drzewka bonsai? Chyba dlatego, żeby się na czymś skupić i zapomnieć o całej rzeczywistości. 

Mecze Stoczniowca cieszą się wśród kibiców ogromnym zainteresowaniem. Ostatnie spotkanie, które decydowało o awansie do ekstraklasy, obejrzały prawie cztery tysiące fanów. Wachowski podkreśla, że to fantastyczne uczucie. – To taki miły dreszcz emocji. Robi się to dla siebie, ale także dla kibiców, którzy mogą przyjść i obejrzeć show. Jest trochę nerwówki, ale chce się grać. 

stoczniowiec wryczaLEO MESSI POLSKIEGO HOKEJA

Wojciech Wrycza, w czterech meczach, które decydowały o awansie do ekstraklasy, czterokrotnie umieszczał krążek w bramce przeciwników. W ostatnim spotkaniu zaliczył aż dwa trafienia. Na co dzień pracuje w firmie zajmującej się nawigacją satelitarną i studiuje logistykę. Wrycza podkreśla, że pierwsze miejsce w jego życiu zajmuje rodzina. – To jakby nie było najważniejszy element mojego życia. Potem są studia, które w końcu muszę skończyć, bo już dawno powinno się to stać (śmiech). Niegdyś trenowałem piłkę, a że jestem niskiego wzrostu to jestem takim Leo Messi polskiego hokeja. Oczywiście żartuje. W sumie nie wiem dlaczego nie poszedłem w kierunku piłki nożnej. Już nie pamiętam jak to się zaczęło z tym hokejem, ale na pewno to był dobry krok.

– Na razie jest za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje związane z przyszłym sezonem. Czekamy na decyzje zarządu jakie będą finanse etc. Na pewno chciałbym tutaj zostać, podsumowuje Wrycza.

BUDŻET TO PODSTAWA  

Jak deklarują włodarze gdańskiej drużyny, budżet miałby opiewać na kwotę 2-3 milionów złotych. My oczywiście trzymamy kciuki za drużynę, z którą jesteśmy od początku istnienia. Budowa klubu, jak i ludzie z tym związani pokazują, że sport nie musi bazować jedynie na pieniądzach, ale także na wielkim zaangażowaniu i pasji w to co się kocha.

Wojciech Luściński 
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj