Puchary nie dla Lechii. Unihokeistki z Osowej z mistrzostwem, ale bez Energi – podsumowanie sportowego weekendu

Nasi dziennikarze podsumowują sportowy weekend. Jego symbolem stali się piłkarze Lechii, którzy po raz kolejny muszą obejść się smakiem europejskich pucharów. Poza nimi szczypiornistki Vistalu na podium, a unihokeistki z Osowej bez Energi. Włodzimierz Machnikowski:

Pomyliłem się… Sądziłem, że szczypiornistki Vistalu Gdynia zdobędą mistrzostwo Polski. Jak powszechnie wiadomo „dziewczyny lubią brąz ” i tej słabości gdynianki dały wyraz. Byłem „dobrej myśli” przed wyjazdem piłkarzy Lechii na ostatni mecz do Krakowa. Niestety „nie ustali”. Trochę za dużo było chyba tych „małych” finałów i meczów „o wszystko”. Jestem bardzo ciekaw jak poskłada drużynę na nowy sezon trener Piotr Nowak. O przygotowanie mentalne jestem spokojny. Nasza ekstraklasa jest słaba i naprawdę warto nareszcie wskoczyć na podium. Słabość ekstraklasy to okoliczność sprzyjająca Arce, która może trochę namieszać.

Gratuluję i współczuję unihokeistkom Olimpii Energi Osowa. Zdobyły mistrzostwo Polski i… straciły sponsora. Chodziło o naprawdę drobne – z perspektywy koncernu i olbrzymie – z perspektywy klubowej kasy pieniądze. Chyba, że po triumfie w Nowym Targu Energa jednak zdecyduje się na dalsze wspieranie dziewczyn. Mistrzostwo to mistrzostwo. Mieć tytuł za 20-30 tys. złotych to naprawdę „przystępna” cena.

Jestem pod wrażeniem transmisji z PZU Maratonu Solidarności. Oglądałem ją w Amber EXPO. Rewelacja. Trafiony był pomysł z MEZO, który w sobotę zaśpiewał, a w niedzielę „śpiewająco” pobiegł. Wygrał z samym Adamem Korolem.
Byłem też bardzo dumny z moich kolegów „po fachu”. Marcin Dybuk i Piotr Mirowicz pierwszy raz w życiu pokonali „królewski dystans”. Udowodnili, że marzenia mają sens i że się spełniają. Cudowna była ostatnia na mecie pani w wieku emerytalnym, która dziękowała wolontariuszom na rowerach, że jej nie odjechali oraz karetce pogotowia – za towarzystwo.

Wojtek Luściński:

I już po wszystkim. Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałem na ten weekend. Głównie ze względu na Lechię. Arka już we wtorek zrobiła to, co do niej należało, a skoro Trójmiasto w piłkarskiej ekstraklasie jest w komplecie, to przydałyby się także europejskie puchary. To było zadanie Lechii. Muszę przyznać, że od dłuższego czasu gdańszczanie zaczęli mnie oczarowywać swoją grą. Szkoda, że tylko na własnym boisku. Po świetnych spotkaniach z Piastem Gliwice, Legią Warszawa i Ruchem Chorzów wychodziłem ze stadionu i mówiłem „To w końcu jest to!” Czar jednak pryskał za każdym razem, gdy sędzia rozpoczynał spotkanie wyjazdowe Lechii. Pomyślałem więc, że jeśli gramy o naprawdę wysoką stawkę, Lechia rozpocznie mecz w Krakowie bez skrupułów, bez respektu dla rywali. Co jednak zobaczyłem? Strach, brak pomysłu, spętane nogi i oczekiwanie na wyrok.

Patrząc jednak przyszłościowo jestem spokojny o gdańską drużynę. Pamiętam, że gdy Lechię przejmował trener Piotr Nowak, podchodziłem do tej decyzji sceptycznie. Teraz wiem, że był to najlepszy możliwy wybór. Ryzyko, które podjął gdański szkoleniowiec w najważniejszych momentach sezonu zasługuje na „standing ovation”. Zabrakło tej jednej „krakowskiej” cegiełki. Już rozpoczęliśmy odliczanie do kolejnego sezonu piłkarskiej ekstraklasy. Jeszcze bardziej atrakcyjnego i bardziej emocjonującego (derby). I mam przeczucie, że dla biało-zielonych będzie to sezon niewątpliwie przełomowy.

Włodzimierz Machnikowski/Wojciech Luściński

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj