Już jutro nastąpi start XXII Maratonu Solidarności, który obok Biegu Westerplatte jest najbardziej znanym biegiem ulicznym na Pomorzu. Historia Maratonu Solidarności rozpoczęła się przeszło 35 lat temu. Mianowicie środowisko skupione wokół Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Grudnia’ 70 w Gdyni – wpadło na pomysł zorganizowania marszu niosącego ogromny krzyż na trasie między Pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku i Pomnikiem Ofiar Grudnia ’70 w Gdyni.
Pochód miał wyrazić solidarność obu miast oraz przypomnieć o ogromie nieszczęść w grudniu 1970 roku w Gdyni w zestawieniu z ofiarami gdańskimi. Jednak ówczesne władze nie pozwoliły na marsz, więc wybrano wariant mniej drażniący komunistów. Mianowicie wymyślono bieg, który odbył się 15 sierpnia 1981 roku pod hasłem Maraton Sierpień ‘80.
Choć bieg miał w nazwie Maraton, to w rzeczywistości dystans liczył 24 km. W imprezie wystartowało 574 zawodników z pod gdańskiego Placu Solidarności. Co ciekawe za udział trzeba było zapłacić 100 zł. Jak na ówczesne realia była to kwota niezwykle symboliczna, gdyż pensja wynosiła wtedy przeciętnie 7 689 zł. Na przykład w 1981 roku za 100 zł można było kupić 1 kg masła wiejskiego lub 2 butelki tokaju.
Linię mety przekroczyło 465 biegaczy, która znajdowała się przy Pomniku Ofiar Grudnia ‘70. Każdy uczestnik, który ukończył bieg otrzymał pamiątkową plakietkę i numer startowy.
Rok później impreza nie odbyła się z uwagi na wprowadzony stan wojenny. Nie było to zaskoczeniem, gdyż władze nie miały najmniejszego zamiaru firmować solidarnościowego biegu. Bieg odbył się jedynie w sposób konspiracyjny. Po prostu kilka osób umówiło się na koleżeńskie pokonanie 24-kilometrowej trasy.
Pomysł reaktywacji Biegu Solidarności narodził się w Stoczni Gdynia siedem lat później. Szefem solidarnościowej komisji sportu był Andrzej Magier. Okazjonalnie w treningach towarzyszył mu Grzegorz Jaskólski – operator stoczniowego dźwigu, w środowiskach kibicowskich znany jako Sweterek. To on sprowokował Magiera pytaniem – a dlaczego nie ma Biegu Solidarności, skoro kiedyś był?
Po transformacji ustrojowej Bieg Solidarności odbywał się w latach 1989-1994 na dystansie półmaratońskim. Natomiast od 1995 roku zawody rozgrywane są na królewskim dystansie 42 km i 195 m.
W ciągu ostatnich 20 lat, organizatorzy trójmiejskiego maratonu kilkukrotnie zmieniali trasę. W latach 1995-2007 trasa przebiegała przez Gdańsk, Westerplatte i Gdynię.
Przez następne sześć lat kilometraż trasy zaczynał się w Gdyni przy Pomniku Ofiar Grudnia ‘70 i uczestnicy przemierzali dystans ulicami Sopotu, Gdańska, przez Westerplatte i następnie nawrotka do mety, która znajdowała się w okolicach Fontanny Neptuna na Długim Targu.
Aby urozmaicić bieg i zerwać z samotnym pokonywaniem nużących kilometrów na Westerplatte, organizatorzy zdecydowali się na ponowną zmianę trasy, która obecnie jest niezwykle atrakcyjna.
Choć Maraton Solidarności ma ponad 20 lat, to jest imprezą bardzo kameralną na tle innych maratonów, które odbywają się w Polsce. Wystarczy wspomnieć, że we wszystkich edycjach trójmiejskiego maratonu, udział wzięło ponad 9 500 tysięcy biegaczek i biegaczy. Natomiast największą frekwencją bieg miał dwa lata temu, kiedy to linię mety przekroczyło 948 uczestników.
Mimo wspomnianej kameralności, impreza ma swój niepowtarzalny klimat, która ma stałych bywalców. Z okazji jutrzejszego XXII Maratonu Solidarności, zapytaliśmy się kilku uczestników, dlaczego startują i z czym kojarzy im się historyczny maraton.
Tomasz Bagrowski
Maraton Solidarności kojarzy mi się z upałami i ciekawe, czy w tym roku tradycji stanie się zadość, choć mam nadzieję, że będzie można pobiec w miarę znośnych warunkach. Generalnie klimat tego maratonu bierze się z faktu pokonywania Trójmiasta, z którym związany jestem od urodzenia.
W jutrzejszym maratonie startuję, gdyż poprosił mnie o to kolega, bo był potrzebny pacemaker na 3:30, a dla mnie to dodatkowy trening przed Iron Run we wrześniu. Wprawdzie bieganie maratonu na treningu nie jest najmądrzejsze, ale skoro przygotowuję się do ultramaratonu, który chcę pokonać w tempie szybszym od tego maratonu, to powinna być to dla mnie fajna przygoda.
Tomasz Kaszkur
Dokładnie pamiętam jak trzy lata temu śledziłem na endomondo bieg Michała w Maratonie Solidarności. Ja sam byłem wtedy w podróży na Suwalszczyznę, aby zadebiutować kilka dni później w maratonie dookoła jeziora Wigry. Patrzyłem na zielone słupki kilometrów na profilu Michała z napięciem równym tym, jakie obecnie wywołuje śledzenie rywalizacji na olimpijskich arenach w Rio. Michał spełniał wtedy swoje marzenie – biegł w maratonie w swoim rodzinnym mieście.
Strasznie mu zazdrościłem i postanowiłem nie opuścić już ani jednego Maratonu Solidarności. Poza tym to niesamowite uczucie biegać głównymi ulicami Gdyni, Sopotu i Gdańska, które na co dzień obserwujemy z pozycji kierowcy samochodu.
Justyna Kościuk
Ludzie często nie rozumieją, że bieganie to nie tylko świetna sprawa, ale również uczczenie pamięci tych, którzy oddali za nas życie, abyśmy żyli w wolnej i niepodległej Polsce. Maraton Solidarności to obok Biegu Powstania Warszawskiego – jedna z nielicznych imprez biegowych, gdzie przed startem puszczany jest Mazurek Dąbrowskiego i za to cenię sobie trójmiejski maraton, który pomimo kameralności ma swój urok oraz niepowtarzalność.
Dariusz Lulewicz
Startuję w Maratonie Solidarności, gdyż kieruje mną taki mały lokalny patriotyzm, bo to w końcu maraton pod samym nosem. Jest tu naprawdę wielka ilość znajomych, których spotykam niemal na każdym kroku biegu, a którzy kibicują Ci i dopingują z całych sił, co dodaje skrzydeł. Rodzina też ma możliwość pomachania na trasie, no i naprawdę fajnie jest tak zwiedzić trzy miasta biegiem.
Poza tym trasa biegnie przez najbardziej znane miejsca w Trójmieście z metą na Długim Targu, przy Dworze Artusa i Fontannie Neptuna. Całość to naprawdę kawał historii Gdańska. Dodatkowo bieg rozgrywany jest w czasie trwania Jarmarku Dominikańskiego i gdy przebiegasz obok tych dziesiątek małych stanowisk handlowych, to wszystko razem tworzy niepowtarzalny klimat biegu.
Wielu osobom Maraton Solidarności kojarzy się z wielkimi upałami i trudnymi warunkami biegu. Odkąd startuję w Maratonie Solidarności pogoda nigdy nie rozpieszczała i była dodatkową atrakcją na trasie. Pamiętam taką sytuację sprzed kilkunastu lat, a więc w czasach, gdy bieganie nawet nie przeszłoby mi przez myśl. Mianowicie jechałem tramwajem do centrum, a na zewnątrz był taki upał, że dosłownie asfalt się topił. Natomiast na zewnątrz biegli uczestnicy Maratonu Solidarności.
Wówczas pukałem się w czoło, twierdząc, że ci ludzie są niechybnie szaleni, aby zgadzać się na męczarnie w takich warunkach i kilka lat później sam już byłem takim biegowym wariatem, również walczącym z upałem i trudnościami na trasie.
Podobno w tym roku pogoda ma być bardziej łaskawa, ale zobaczymy, czy tak faktycznie będzie. Swoją drogą to wspomnę, iż Maraton Solidarności ma wielki, lecz niewykorzystany potencjał. Zawsze się dziwiłem, że na biegu, który powinien być biegową wizytówką Pomorza – jest tak niska frekwencja.
W czasach, kiedy inne biegi rozwijają w bardzo szybkim tempie na plus, to Maraton Solidarności stanął niestety w miejscu, a wręcz można zaryzykować tezę, że zrobił dwa kroki w tył. Organizatorzy zwyczajnie osiedli na laurach, wychodząc chyba z przekonania, że nazwa kojarząca się z początkiem demokracji w Polsce wystarczy do tego, aby przyciągnąć tłumy.
Tak, niestety nie jest, co bardzo smuci. Nazwa, miejsce rozgrywania, trasa mają razem taki potencjał, że ten maraton powinien być nie tylko jednym z największych w Polsce, ale powinien mieć status imprezy międzynarodowej.
Gdańsk tak bardzo szczyci się wszystkim, co związane jest z Solidarnością, a jednak maraton traktuje się bardzo po macoszemu. Nie wiem, czy to wina władz miasta, czy osób związanych z samym biegiem, ale faktem jest, że jeszcze nie tak dawno istniało ryzyko, że ten maraton nie będzie w ogóle rozgrywany.
Mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Mnie, lokalnemu patriocie, zależy, aby coś się w końcu z tym naszym maratonem ruszyło, żeby był on wymieniany jednym tchem na równi z innymi, ważnymi i wielkimi biegowymi imprezami w Polsce.
Natomiast wracając do samego biegu, to ja będę pacemakerem na czas końcowy 4:15. Byłoby miło, gdyby ktoś z Was przyłączył się do naszej gromadki już jutro i pokonał wspólnie 42 km i 195 metrów.
Agnieszka Turska
Maraton Solidarności jest dla mnie szczególny, gdyż odbywa się w moim rodzinnym mieście. Kiedy zaczynałam przygodę z bieganiem, zawsze bardzo chciałam wziąć udział w Maratonie Solidarności i udało mi się to osiągnąć w ubiegłym roku.
W czasie biegu panuje niesamowita atmosfera, gdyż mnóstwo kibiców zagrzewa głośnym dopingiem na całej trasie, co niezwykle pomaga podczas walki ze swoimi słabościami. Trasa jest bardzo malownicza, a zaczyna się od Pomnika Ofiar Grudnia 1970, następnie przebiega przez Sopot czy tereny Stoczni Gdańskiej, a kończy się metą przy Fontannie Neptuna. Maraton Solidarności to także forma upamiętnienia tych osób, które walczyły oto, abyśmy mogli żyć w wolnym kraju.
Małgosia Tuwalska
Niesamowity klimat, jaki towarzyszy tej imprezie biegowej jest spowodowany dzięki wspaniałym kibicom, których na trasie od samej Gdyni, aż do Gdańska nie brakuje. Maraton odbywa się w okresie letnim, kiedy do Trójmiasta przybywa bardzo dużo turystów i niezwykle fajne jest, iż przyłączają się oni do kibicowania.
Biegnę w Maratonie Solidarności, ponieważ jest to jedyny bieg, który umożliwia przebiegnięcie przez całe Trójmiasto, a że trasa przebiega przez piękne, malownicze krajobrazy i historyczne miejsca, to aż prosi się, aby przynajmniej raz w życiu spróbować zaliczyć kultowy maraton oraz uczcić ofiary Grudnia ’70 i Poległych Stoczniowców.
Fot. 1 – historia.org.pl
Fot. 2 – Kinga Pulkowska
Fot. 3,7 – maratonczyk.pl
Fot. 4 – Agata Masiualnec (Biegowy Świat)