Z powołaniem na Euro dzwonił do niego Pierluigi Collina, czterokrotnie sędziował samemu Cristiano Ronaldo

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów, półfinał Ligi Europy, czy też mecze Euro 2016 to tylko niektóre ze spotkań, jakie posiada w swoim zawodowym CV międzynarodowy sędzia Szymon Marciniak. Zabawny, uśmiechnięty i szalenie rozmowny – najpopularniejszy polski sędzia poprowadził sobotni mecz na szczycie Ekstraklasy pomiędzy Arką Gdynia a Zagłębiem Lubin, a po spotkaniu podzielił się przed mikrofonem Radia Gdańsk m.in. kulisami Euro we Francji oraz opowiedział, jakie mity krążą na temat pracy sędziego. „Na sędziowaniu znają się wszyscy”, żartuje.
Podczas Euro 2016 cieszyły nas dwie rzeczy – obecność i sukcesy polskiej reprezentacji, a także on: polski sędzia, który również reprezentował nasze barwy na największej imprezie sportowej w Europie.

– Jeszcze gdy biegałem w okręgówce powtarzałem kolegom, że będę sędziował finały – mówi uśmiechnięty na początku naszej rozmowy, gdy pytamy jak reaguje na własną popularność. – Wtedy, na początku, robiono sobie ze mnie żarty. Ale po kolejnych awansach zaczęto wierzyć w moje cele – dodał z wyraźną skromnością.

– Coraz więcej młodych ludzi chce zostać sędzią. Nie każdy może być Robertem Lewandowskim czy Grześkiem Krychowiakiem i fajnie, że mogę być przykładem na to, że można odnaleźć się w wielkim futbolu, jeździć na najlepsze spotkania, być na mistrzostwach Europy i widzieć to wszystko od środka, biegając z gwizdkiem – przyznaje.

Posłuchaj rozmowy:

DROGA NA EURO I ŻYCIE NA WALIZKACH

O tym, że pojedzie do Francji, dowiedział się na około trzy miesiące przed turniejem. – Przed Euro, podczas jednego z naszych codwutygodniowych obozów, zadzwonił do mnie Pierluigi Collina. Od razu wiedziałem, że raczej nie dzwoni po to, by powiedzieć mi, że do Francji nie jadę. Kilkanaście minut później informacja była już w mediach – tak, żartując, Marciniak wspomina swoje „powołanie” na Euro 2016.

Życie sędziego na turnieju piłkarskim wygląda podobnie, jak piłkarzy. – Nie wiedzieliśmy, kiedy pojedziemy do domu. Ale też nie zamierzaliśmy wyjeżdżać za wcześnie – przyznaje, ponownie uśmiechając się. – Podobno my, młodzi, byliśmy przewidywani na dwa spotkania. Po meczach grupowych starsi koledzy żegnali się z nami, nie znając jeszcze decyzji. „Panowie, nie żegnajcie się, my jeszcze nie wyjeżdżamy”, mówiłem. Było to odbierane z humorem, ale gdy zostały wyczytane nazwiska sędziów, którym dziękowano za współpracę, a moje w tym gronie nie padło – od razu spoglądano na nas z uśmiechem – wspomina.

TO JAKI JEST TEN CRISTIANO?

Pomimo znakomitego występu Polaków we Francji, ostatecznie to Marciniak zabawił na Euro dłużej, niż polscy piłkarze. Furorę w polskich mediach zrobił fakt, że tak młody – jak sam to podkreśla – sędzia został wynagrodzony za dobrze wykonaną pracę, i to Polaka wybrano na sędziego technicznego szlagierowego półfinału Portugalii z Walią.

– Wielu dziennikarzy dzwoniło do mnie przed meczem, mówiąc, że Portugalia wyeliminowała Polskę, więc na pewno będę cieszył się, jeśli wygra Walia. To bzdury oczywiście! – wspomina.

Ten sam mecz anonsowany był jako wielkie starcie Garetha Bale’a oraz Cristiano Ronaldo. Słynnemu Portugalczykowi Marciniak sędziował już kilkakrotnie.

– Gdy sędziowałem mu po raz pierwszy i przewracał mi się raz, drugi, trzeci, zapytałem, co się dzieje – czy może jest głodny i nie ma sił, bo jeśli tak, to zapraszam w przerwie na batonika. Wiadomo, jak to Portugalczyk, lubi wykorzystywać każdy kontakt z przeciwnikiem. Piłkarzem jest jednak wyśmienitym, tytan pracy – przyznaje Marciniak. – Złapaliśmy fajny kontakt. Po chwili wystarczyło już, że spojrzałem na niego, a on rozumiał, o co chodzi. Czasami nie był zadowolony z moich decyzji, gdy został przewrócony, a ja nie reagowałem. Ale po meczu zawsze podszedł i przybił piątkę – podsumowuje sędzia.

RZYMSKI SPISEK

Cztery dni przed spotkaniem Arki z Zagłębiem w Gdyni, Marciniak sędziował rewanż IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów pomiędzy Romą a FC Porto. Wysoko przegrane przez Włochów spotkanie (0:3) zapoczątkowało wśród kibiców dyskusje na temat spisku: Marciniak miał celowo pozbawić Romę Ligi Mistrzów, w realizacji czego pomogły mu dwie pokazane czerwone kartki. Na takie wieści polski sędzia reaguje uśmiechem.

– Za ten mecz zostałem bardzo wysoko oceniony, prawdopodobnie była to moja najwyższa nota do tej pory. Jestem od tego, by chronić zdrowie zawodników, a tamte wejścia były bliskie połamania nóg. Nie zastanawiałem się nad decyzją nawet sekundy – mówi nieco poważniejszym już tonem.

Jego stronę bierze także wypożyczony do Romy na kolejny sezon Wojciech Szczęsny, który wspomnianym meczem żegnał się z marzeniami o Lidze Mistrzów 2016/17.

– Z Wojtkiem bardzo się lubimy. Zapytał mnie po meczu, czy gdyby faulował przy swoim wyjściu, też dostałby czerwoną kartkę. Odpowiedziałem, że tak, i modliłem się w duchu, żeby tego nie robił, bo pokazałem już dwie i ta byłaby trzecia – mówi Marciniak z szerokim uśmiechem na ustach. I dodaje: – Powiedział mi jednak, że po meczu obejrzeli z chłopakami w szatni obie sytuacje i nikt nawet nie odezwał się. Dla nich to też były w 100 procentach czerwone kartki.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj