Ciężkie chwile Czarnych w Lublinie. Sygnał do walki dał Cesnauskis

Na początku słaba „trója”, później zagrali na mocną „czwórkę”. Słupszczanie z ogromnymi kłopotami pokonali TVB Start Lublin 66-63. Energa Czarni Słupsk znowu zaczęli mecz bardzo źle. Błędy pojawiały się w obronie, był brak inicjatywy w ataku. Sygnał do walki dał Mantas Cesnauskis, który w spotkaniu trafił aż sześc razy za trzy punkty, dodając do tego trzy asysty. W czwartej kwarcie słupszczanie poprawili obronę, pozwalając lublinianom zdobyć piętnaście punktów w odpowiedzi rzucając 25 oczek.

POCZĄTEK ZŁY, LEPSZA KOŃCÓWKA

Dużo lepiej zagrał Justin Jackson, który oprócz czterech bloków, zdobył 11 punktów. Jego agresywna defensywa odstraszyła zawodników gospodarzy od bezkarnych, do trzeciej kwarty, „wjazdów” pod kosz i łatwych punktów. Z dobrej strony znowu pokazał się Łukasz Seweryn. Trener Stelmahers chyba musi stawiać więcej na kapitana Czarnych niż na Piotra Dąbrowskiego. Wciąż poza optymalną dyspozycją jest Marcus Ginyard.

Słupszczanie pokazali momenty bardzo dobrej defensywy, grali zespołowo (19 asyst), ale w pierwszych dwóch kwartach raziła nieporadność i brak zaangażowania w obronie. Jeśli czwarta kwarta w Lublinie ma być zwiastunem lepszej dyspozycji Czarnych, to kibice powinni być spokojniejsi.

NIECHLUBNY REKORD 

Przed ECS teraz mordercza seria spotkań z zespołami z czołówki: Anwil Włocławek, Stelmet Zielona Góra, Turów Zgorzelec, BM Slam Ostrów Wielkopolski, Rosa Radom i Polski Cukier Toruń. ECS na razie nie wygrali meczu w Gryfii w tym sezonie, co jest wydarzeniem bez precedensu w 18-letniej historii klubu w ekstraklasie koszykówki. Bilans 2-2 po czterech kolejkach jest daleki od marzeń kibiców, ale naprawdę niewiele brakowało, żeby ECS byli outsiderem ligi z bilansem 0-4. Do zespołu w miejsce odsuniętego od drużyny Stanleya Burella ma dołączyć nowy zawodnik na pozycje 1-2. Lada chwila po kontuzji wrócić ma Jarosław Mokros.

Gdyby wystawiać Energa Czarnym Słupsk szkolną ocenę, to za pierwsze dwie kwarty należałaby się słaba „trójka”, a za końcówkę meczu mocna „czwórka”.

Przemysław Woś/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj